Witam
Przesyłam szkic o Zbigniewie Herbercie.
Życzę dobrego wypoczynku, przypływu nowej weny
i śniegu tyle, ile dusza i ciało zapragną.
Pozdrawiam
Mieczysław Kozłowski
Pan Cogito
Rzecz o Zbigniewie Herbercie
W tym roku mija setna rocznica urodzin Zbigniewa Herberta. Przyszedł na świat we Lwowie – mieście, które go oczarowało i do którego tęsknił. Należał do pokolenia „Kolumbów”. Otarł się o działalność konspiracyjną w Armii Krajowej, której cieniom był wierny przez całe życie. Jego lata górne i chmurne przypadły na czas stalinowskiej nocy, która ogarnęła umysły wielu wybitnych pisarzy, i którzy otrząsali się z tego amoku długo i nie zawsze w uczciwym rozrachunku z sumieniem. Herbert nade wszystko cenił prawdę i wierność samemu sobie. Dlatego niełatwo mu było zawierać literackie przyjaźnie i często z przewodnikami dusz wchodził w ostre konflikty. Ale gdy wybijała godzina prawdy i upominali się o sprawiedliwość – stawał po ich stronie. O tym mówi wiersz z tomu „Elegia na odejście” – „Msza za uwięzionych” z dedykacją dla Adama Michnika więzionego w stanie wojennym.
jeśli ma to być ofiara
trzeba się pojednać
z braćmi którzy są w mocy nieprawości
i walczą na krańcach
widzę
ich jasne cienie
poruszają się wolno
jak w głębi oceanu
widzę
bezczynne ręce
nieporadne łokcie i kolana
policzki w których zagnieździł się cień
usta otwarte we śnie
bezbronne plecy
Protest przeciwko złu wyrażony jest najprostszymi środkami. To mowa serdeczna, pełna współczucia, wyrażonego po ludzku dla tych, których ciemne siły oderwały od rodzin i bliskich i skazały przez swoje środki przekazu na zapomnienie i infamię. Nie mógł potem pojąć, dlaczego ofiary pojednały się z systemem i choć było to uczynione w imię wyższych racji, odmawiał im tych racji i wyrażał głośno swoją niezgodę. Był w swoich sądach bezkompromisowy, bez względu na okoliczności i cenę, jaką przyszło mu płacić. Zaliczał się do bliskich przyjaciół Czesława Miłosza, ale kiedy się z nim poróżnił, nie chciał przyjąć pojednawczych gestów. To pojednanie nastąpiło prawie na łożu śmierci poety. Końcowy czas życia Herberta to zmaganie się z ciężką chorobą. Cierpiał na ciężki przypadek astmy i ostatnie lata spędził na wózku inwalidzkim, prawie nie ruszał się z łóżka. To także przyczyna, że gnębił go alkoholizm.
Twórczość Herberta naznaczona jest ciągłym buntem i szukaniem wartości w nowoczesnym świecie. Poeta przede wszystkim chce ocalić szlachetne i wzniosłe tradycje. Pragnie uchronić przed zapomnieniem dorobek kulturalny i dawne wartości moralne. Świat powojenny postrzega jako zniszczony przez wojnę także w wymiarze moralnym, sprzeciwia się panującemu konformizmowi i bezradnemu zwątpieniu. Rozmiłowany w klasycznym pięknie antyku, przeżywa tragedię, widząc zagładę tej tradycji. Herbert jest nazywany poetą heroizmu tragicznego, ponieważ walczy, choć przekonany jest o nieuchronności klęski, wie, że jego ideały są skazane na zagładę, a jednak jest im wierny, bo tak należy, bo trzeba mieć ideały i o nie walczyć. Ta heroiczna postawa bardzo wyraźnie jest ujęta w zbiorze "Pan Cogito", gdzie tytułowy alter ego autora wprost wyraża pewne postulaty, jak żyć należy, czasem zwracając się wprost do czytelnika.
Pan Cogito to alter ego poety, sceptyczny obserwator świata, któremu przygląda się bacznie, krytycznie, zachowując pewien dystans, czasem zaś sam jest przedmiotem obserwacji, wtedy ukazywany jest w trzeciej osobie. Nazwa tego lirycznego bohatera jest nawiązaniem do kartezjańskiego : "cogito ergo sum" (myślę wiec jestem).
Pan Cogito i wyobraźnia
Pan Cogito nigdy nie ufał
sztuczkom wyobraźni
fortepian na szczycie Alp
grał mu fałszywe koncerty
nie cenił labiryntów
sfinks napawał go odrazą
mieszkał w domu bez piwnic
luster i dialektyki
dżungle skłębionych obrazów
nie były jego ojczyzną
unosił się rzadko
na skrzydłach metafory
potem spadał jak Ikar
w objęcia Wielkiej Matki
uwielbiał tautologie
tłumaczenie
idem per idem
że ptak jest ptakiem
niewola niewolą
nóż jest nożem
śmierć śmiercią
kochał
płaski horyzont
linię prostą
przyciąganie ziemi
wiersz z tomu Raport z oblężonego Miasta i inne wiersze
Herbert jest bardzo wymagający w stosunku do swojego odbiorcy, nie tylko stawia mu wysokie moralne wymagania, ale też oczekuje, że będzie on zdolny zrozumieć jego szerokie odwołania do całego dorobku kultury europejskiej, a szczególnie antyku.
Bohater Herberta jest bliski każdemu, jest to figura pomyślana jako pewnego rodzaju człowiek współczesny, świadek końca dwudziestego wieku. Ale świadek świadomy, świadek, któremu nie obca jest przeszłość, jego perspektywa obserwacyjna jest bardzo szeroka, patrzy na dzień dzisiejszy przez ogląd całej europejskiej kultury. I ocenia ją przez pryzmat tego, co dzisiejszy człowiek już wie.
*
Ale wróćmy do początku, do kolebki. Było nią jego rodzinne, ukochane miasto – Lwów. Lwowiacy zawsze wspominali swe miasto z ręką na sercu, a bajarze bajali o czarach, jakie rzucało na każdego, kto się z niego wywodził. Jechać do Lwowa… Czyli dokąd? Do serca, do centrum Polski. Nie tego geopolitycznego, znanego ze współczesnych, czyli wykreślonych w Jałcie map, ale do źródła centrum polskiej tożsamości, historii i kultury. Nie ma już polskiego Lwowa w naszych granicach państwa, ale pozostaje w zbiorowej pamięci narodu. Niektórzy twierdzą, że jego puls i bicie wciąż można tam wyczuć, usłyszeć, doświadczyć.
Sam poeta badał tkanka po tkance swą lwowską duszę i pytał, czy zgadza się na powrót do miasta, które jest poza granicami Polski, ale pozostaje gwiazdą świecącą najjaśniej na niebie ziemi utraconej. Przecież to świat jakże bliski – zapachy dzieciństwa, szkolnego atramentu, lampy naftowej, pierwszych miłosnych wyznań, świadectw zarówno tych szkolnych jak i młodzieńczej dojrzałości.
Pan Cogito myśli o powrocie do rodzinnego miasta
Gdybym tam wrócił
pewnie bym nie zastał
ani jednego cienia z domu mego
ani drzew dzieciństwa
ani krzyża z żelazną tabliczką
ławki na której szeptałem zaklęcia
kasztany i krew
ani też żadnej rzeczy która nasza jest
Wiersz z tomu Pan Cogito
W sygnalizowanej przez tytuł całego tomu „Elegii na odejście pióra atramentu lampy”, która jest w nim chyba najważniejszym utworem, Herbert wraca do własnego dzieciństwa – za sprawą przedmiotów, które mu je przypominają. Mając do nich bardzo czuły stosunek, wybiera je zapewne nieprzypadkowo: wszystkie trzy związane są z czytaniem lub pisaniem, a więc z tymi czynnościami, które w jego życiu odegrały niebagatelną rolę. Poeta widzi w owych przedmiotach zapewne swego rodzaju akuszerów własnego życia umysłowego – i niewątpliwie stąd bierze się wdzięczność, jaką wobec nich czuje. Jednak złożenie hołdu „przyjaciołom dzieciństwa“ jest jedynie wstępem do padającego w ostatniej części wiersza przejmującego wyznania: „trawiłem lata by poznać prostackie tryby historii“, w którym poeta jakby wyraża żal z powodu czasu poświęconego rzeczom niewartym szczególnej uwagi. Dopełnieniem tego są pełne smutku i żalu słowa „zapłaciłem za zdradę / lecz wtedy nie wiedziałem / że odchodzicie na zawsze // i że będzie / ciemno“. To pesymistyczne postrzeganie przyszłości przebija także z innych wierszy tego tomu, oddając ówczesny stan psychiczny i egzystencjalny poety.
Od końca lat sześćdziesiątych był wymieniany jako kandydat do literackiej nagrody Nobla. Nagrody tej tak ważnej dla każdego znaczącego literata, nie otrzymał. Okazał się postacią zbyt kontrowersyjną i dla wielu nie do przyjęcia, bo kto nadepnie wężowi na ogon, tego wąż ukąsi. Zbyt często poddawał krytycznej analizie twórczość literatów uznanych i nagradzanych przez system, zbyt często wdawał się w polemiki i z tymi z lewa, i z prawa. On także często obrywał, a kiedy wyjeżdżał na Zachód oddychać powietrzem wolności, w kraju zalegało o nim głuche milczenie. Jako alternatywę środowiska liberalne wypromowały kandydaturę Wisławy Szymborskiej. A przecież na tę nagrodę w pełni zasługiwał – był i pozostał noblistą bez Nobla.
Ta zadra pozostała. I kiedy prezydent Aleksander Kwaśniewski przyznał poecie pośmiertnie Order Orła Białego, rodzina go nie przyjęła. To odznaczenie bliscy odebrali dopiero z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Po śmierci poety cierpieli szczególnie bliscy, jednak stratę odczuło też liczne grono czytelników, a także pisarze z nim związani. Przytoczmy niektóre głosy.
Gustaw Herling - Grudziński
To jest straszliwy cios dla nas wszystkich. Umarł jeden z najwybitniejszych pisarzy polskich, znakomity poeta, świetny eseista, no i, pozwolę sobie na ten akcent osobisty, bliski mi człowiek i przyjaciel. Bardzo nad tym cierpię, że nie dożył dnia, w którym stałby się laureatem, bardzo zasłużonym laureatem, literackiej Nagrody Nobla. Ale w sercach jego admiratorów i czytelników jest on już niewątpliwie, i był od dość dawna, takim właśnie laureatem noblowskim. Z perspektywy zagranicy chcę dodać, że należy on do najbardziej znanych pisarzy polskich w innych krajach.
Jan Józef Szczepański
Choć znaliśmy się ze Zbyszkiem wiele lat, nie widziałem go od dobrych kilku miesięcy. Słyszałem tylko o jego ciężkim stanie zdrowia. Przesłał mi swój ostatni tom wierszy "Epilog burzy". Trudno mi o nim mówić w takiej sytuacji. Ale przecież wszystko, co napisał Zbyszek było wielkie. Nie tylko wiersze, także eseje "Barbarzyńca w ogrodzie" i "Martwa natura z wędzidłem". To nie tylko niepowetowana strata polskiej kultury, literatury, ale moja osobista. Zbyszek był niezastąpiony.
Julia Hartwig
Odszedł wielki poeta uwielbiany przez tysiące czytelników, czytany, wydawany, czczony. Był mistrzem wielu młodych poetów, urzekał swoją wyobraźnią, kulturą, wiedzą o człowieku, o historii, o ironii rządzących nami losów. Poddany długotrwałym cierpieniom choroby stawił jej czoło poezją, wydając tom przejmujących liryków "Epilog burzy".
Krzysztof Zanussi
Można odczuwać tylko szczery żal, bo odszedł poeta wspaniały, który wiele powiedział, a mógł powiedzieć jeszcze więcej. Pociechą w tym żalu jest, że obdarzył nas wieloma wierszami i esejami, które jeszcze długo będziemy przemyśliwać. Dzieło Zbigniewa stanowiło natchnienie także dla moich filmów, choć zdarzyło się, że przemawiał głosem człowieka gwałtownego. Nie osiągnął nigdy tego dystansu do świata, ludzkich ułomności, jaki daje starość. I w tym sensie umarł jako człowiek jeszcze młody.
Jan Błoński
Kiedy pada nazwisko Herbert, znaczy ono dla mnie wybredność, szlachetność, wyrafinowanie. Ale także niezłomność zaprawiona kapryśnością, jakby po to, aby ludzi nie zanudzać. Subtelny i twardy i zarazem, wielki poeta, który pozostanie na zawsze w literackiej pamięci.
Piotr Kłoczowski
W swojej ostatniej wypowiedzi za życia - odczytanej w Teatrze Narodowym w maju tego roku - Zbigniew Herbert powiedział o sobie cytując Słowackiego "Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica". Odnosi się to do poezji, wizji, kultury polskiej, w tym sensie, że odkrycia poety są jedyne i niepowtarzalne. Filozoficzny wymiar poezji Herberta nie ma sobie równego. Jeżeli jest ktoś drugi - to tylko Miłosz. Herbert jest jednym z najbardziej znaczących nazwisk w poezji powojennej Europy. Takiego stopu - głębokiego poczucie tragizmu i piękna świata - nie ma nie nigdzie.
Barbara Toruńczyk
Herbert jest poetą intelektualnym, nie ma w jego twórczości porywających, nagłych emocji. Nie ma też tonu osobistego zwierzenia. Herbert mówi o swoich przemyśleniach. Osoba mówiąca porte parole autora schodziła na drugi plan, stara się nie zajmować miejsca sobą. Taka konstrukcja zbliża tę poezję w stronę traktatu filozoficznego. Poeta chętnie posługuje się też swoistą alegorią, tworzy drobne fabuły, wplecione w liryczną formę i nadaje jej drugie, metaforyczne znaczenie, jest to rodzaj przypowieści z moralnym przesłaniem. Stopniowo Herbert poszukiwał nowych form przekazu poetyckiego nielirycznych treści. Zwraca się więc w stronę takich form narracji jak strumień świadomości czy narracja dygresyjna. W ten sposób podmiot mówiący zostaje podkreślony, liryczny podmiot wypowiedzi ujawnia się na pierwszym planie. Zapowiedź tego nowego sposobu przekazu zawieszonego gdzieś pomiędzy liryką pośrednią a bezpośrednią są wiersze zawarte w tomie "Elegia na odejście".
Warto na zakończenie przytoczyć wiersz credo, w którym poeta dokonuje podsumowania całego swego życia -– od sielskiego dzieciństwa po spełnioną dojrzałość. Jest w tym poemacie gorycz odtrącenia, ale i światło ciszy na widowni, kiedy kurtyna zapada, a poeta odchodzi poza kulisy wielkiej nocy. Kiedy i my będziemy odchodzić to czy będziemy siebie pytać - z jakim rachunkiem sumienia i z jakim czołem wobec tych wyzwań, którym dane nam było sprostać, i tych, które pozostały w sferze zamierzeń.
Elegia na odejście pióra atramentu lampy
1
Zaprawdę wielka i trudna do wybaczenia jest moja niewierność
bo nawet nie pamiętam dnia ani godziny
kiedy was opuściłem przyjaciele dzieciństwa
naprzód zwracam się kornie do ciebie
pióro z drewnianą obsadką
pokryte farbą lub chrupkim lakierem
w żydowskim sklepiku
– skrzypiące schodki dzwonek u drzwi oszklonych –
wybierałem ciebie
w kolorze lenistwa
i już wkrótce nosiłeś
na swym ciele
zadumę moich zębów
ślady szkolnej zgryzoty
srebrna stalówko
wypustko krytycznego rozumu
posłanko kojącej wiedzy
– że ziemia jest kulista
– że proste równoległe
w pudełku sklepikarza
byłaś jak czekająca na mnie ryba
w ławicy innych ryb
– dziwiłem się że tyle jest
przedmiotów bezpańskich
i zupełnie niemych –
potem
na zawsze moją
kładłem cię nabożnie w usta
i długo czułem na języku
smak
szczawiu
i księżyca
atramencie
wielmożny panie inkauście
o świetnych antenatach
urodzony wysoko
jak niebo wieczoru
schnący długo
rozważny
i cierpliwy bardzo
przemienialiśmy ciebie
w Morze Sargassowe
topiąc w mądrych głębinach
bibułę włosy zaklęcia i muchy
aby zagłuszyć zapach
łagodnego wulkanu
apel przepaści
kto was dzisiaj pamięta
umiłowani druhowie
odeszliście cicho
za ostatnią kataraktę czasu
kto was wspomina z wdzięcznością
w erze szybkich głupiopisów
aroganckich przedmiotów
bez wdzięku
imienia
przeszłości
jeżeli o was mówię
to chciałbym tak mówić
jakbym wieszał ex voto
na strzaskanym ołtarzu
2
Światło mego dzieciństwa
lampo błogosławiona
w sklepach starzyzny
spotykam czasem
twoje zhańbione ciało
a byłaś dawniej
jasną alegorią
duchem uparcie walczącym
z demonami gnozy
cała wydana oczom
jawna
przejrzyście prosta
na dnie zbiornika
nafta – eliksir pralasów
śliski wąż knota
z płomienistą głową
smukłe panieńskie szkiełko
i srebrna tarcza z blachy
jak Selene w pełni
twoje humory księżniczki
pięknej i okrutnej
histerie primadonny
nie dość oklaskiwanej
oto
pogodna aria
miodowe światło lata
ponad wylotem szkiełka
jasny warkocz pogody
i nagle
ciemne basy
nalot wron i kruków
złorzeczenia i klątwy
proroctwo zagłady
furia kopciu
jak wielki dramaturg znałaś przybój namiętności
i bagna melancholii czarne wieże pychy
łuny pożarów tęczę rozpętane morze
mogłaś bez trudu powołać z nicości
krajobrazy zdziczałe miasto powtórzone w wodzie
na twoje skinienie zjawiali się posłusznie
szalony książę wyspa i balkon w Weronie
oddany byłem tobie
świetlista inicjacjo
instrumencie poznania
pod młotami nocy
a moja druga
płaska głowa odbita na suficie
patrzyła pełna grozy
jak z loży aniołów
na teatr świata
skłębiony
zły
okrutny
myślałem wtedy
że trzeba przed potopem
ocalić
rzecz
jedną
małą
ciepłą
wierną
tak aby ona trwała dalej
a my w niej jak w muszli
3
Nigdy nie wierzyłem w ducha dziejów
wydumanego potwora o morderczym spojrzeniu
bestię dialektyczną na smyczy oprawców
ani w was – czterej jeźdźcy apokalipsy
Hunowie postępu cwałujący przez ziemskie i niebieskie stepy
niszcząc po drodze wszystko co godne szacunku dawne i bezbronne
trawiłem lata by poznać prostackie tryby historii
monotonną procesję i nierówną walkę
zbirów na czele ogłupiałych tłumów
przeciw garstce prawych i rozumnych
zostało mi niewiele
bardzo mało
przedmioty
i współczucie
lekkomyślnie opuszczamy ogrody dzieciństwa ogrody rzeczy
roniąc w ucieczce manuskrypty lampki oliwne godność pióra
taka jest nasza złudna podróż na krawędzi nicości
wybacz moją niewdzięczność pióro z archaiczną stalówką
i ty kałamarzu – tyle jeszcze było w tobie dobrych myśli
wybacz lampo naftowa – dogasasz we wspomnieniach jak
opuszczony obóz
zapłaciłem za zdradę
lecz wtedy nie wiedziałem
że odchodzicie na zawsze
i że będzie
ciemno