Vilanella, villanella, villanesca [wym. willaneska] «pogodna, wiejska pieśń neapolitańska z XVI w.» (PWN);  (fr. villanelle) – utwór wierszowany wywodzący się z włoskiego folkloru, rozwijany od XV do XVII wieku we Francji. Tam też został skodyfikowany przez poetę Jeana Passerata (1534-1602). Po dwustu latach rozwoju gatunek ten został zarzucony, aby się odrodzić w XIX wieku w poezji angielskiej. Rozwijana przez takich autorów jak Austin Dobson czy Oscar Wilde vilanella nabrała cech filozoficzno-refleksyjnych. W XX wieku vilanelle pisali min. W.H. Auden, Dylan Thomas czy Elizabeth Bishop. W polskiej literaturze ten gatunek uprawiał min. Stanisław Barańczak.

1. za: Wikipedia:  https://pl.wikipedia.org/wiki/Vilanella

Villanella

gatunek liryczny wywodzący się z renesansowych Włoch, początkowo towarzyszący dworskiej muzyce i tańcom. W XX wieku podejmowany przez takich pisarzy, jak: James Joyce, Wystan Hugh Auden, Dylan Thomas, Theodore Roethke, Sylvia Plath, Elizabeth Bishop, James Merrill; wyraża proble­matykę miłosną, egzystencjalną i metafizyczną. W literaturze polskiej słynne stały się villanelle Stanisława Barańczaka. Obecnie villanella na powrót fascynuje poetów

(za: Joanna Dembińska-Pawelec, Od Anonima do Barańczaka)

2. http://www.sbc.org.pl/Content/75613/villanella-od_anonima_do_baranczaka.pdf

Włoska villanella

Wywodzi się z tradycji ludowej. Była XVI-wieczną, neapolitańską pieśnią o charakterze tanecznym, wykonywaną– zwyczajem tamtego czasu do wtóru muzyki granej na instrumentach strunowych. Wyłoniła się w dobie renesansu wraz z rozkwitem kultury humanistycznej.

Autorami tekstów pozostawali zwykle anonimowi poeci bądź pisali je również sami kompozytorzy. O popular­ności tego gatunku słowno-muzycznego w połowie XVI wieku może za­świadczać fakt, że już w 1541 roku, a więc w cztery lata po villanellach

neapolitańskich, słynny kompozytor Giovanni Domenico da Nola przygotował edycję Canzone villanesche opublikowaną w Wenecji.

Formę tę przejęła pod koniec XVI wieku Francja (w osobie Jeana Passerata [1534–1602];

Słysząc nazwę villanelle, niemal bezwiednie spodziewamy się jakiejś elegancji formalnej i tanecznej gracji – bez wątpienia dobra vilanella dotrzymuje takiej obietnicy (z nawiązką). Tymczasem obietnica zawiera się w samym brzmieniu nazwy, niekoniecznie zaś w jej etymologii i historycznym pochodzeniu, skoro dworny termin wywodzi się od włoskiego słowa villano (wieśniak). Zamierzchłe początki vilanelli były bowiem włoskie, jarmarczne, sielankowe, chłopskie.

Faktem bezspornym pozostaje również, że villanella na gruncie francuskim nie wywodzi się z tradycji ludowej, ale przejęta z tradycji włoskiej stała się utworem kultury wysokiej, artystycznej.

Najbardziej znana, napisana w 1574 roku villanella Jeana Passerata – przywoływana i komentowana we wszystkich opracowaniach doty­czących tego gatunku – nosi tytuł:

J'ay perdu ma Tourterelle.


Jean Passerat

J'ay perdu ma Tourterelle

J'ay perdu ma Tourterelle:

Est-ce point elle que j'oy?

Je veux aller apres elle.

Tu regretes ta femelle,

Helas! aussi fay-je moy:

J'ay perdu ma Tourterelle.

Si ton amour est fidelle,

Aussi est ferme ma foy:

Je veux aller apres elle.

Ta plainte se renouvelle;

Tousjours plaindre je me doy:

J'ay perdu ma Tourterelle.

En ne voyant plus la belle,

Plus rien de beau je ne voy:

Je veux aller apres elle.

Mort, que tant de fois j'apelle,

Pren ce qui se donne a toy:

J'ay perdu ma Tourterelle,

Je veux aller apres elle.

Jean Passerat

Straciłem Turkaweczkę mą

Straciłem Turkaweczkę mą:

Czy naprawdę słyszę ją?

Za nią podążać chcę.

Żal czujesz po samiczce swej,

Niestety! Tak dzieje się i mnie:

Straciłem Turkaweczkę mą.

Jeśli twa miłość wierna,

Stała też jest ma wiara:

Za nią podążać chcę.

Na nowo powtarza się twa skarga;

Ja sobie żałować muszę wciąż:

Straciłem Turkaweczkę mą.

Mej pięknej już nie widząc,

Nic więcej nie widzę pięknego:

Za nią podążać chcę.

Śmierci, którą wzywam po wielokroć,

Weź tego, co ci się oddaje:

Straciłem Turkaweczkę mą,

Za

Śmierci, którą wzywam po wielokroć,

Weź tego, co ci się oddaje:

Straciłem Turkaweczkę mą,

Za nią podążać chcę.

Tłum. Krystyna Wojtynek-Musik

Jean Passerat

Straciłem mą turkaweczkę

Straciłem mą turkaweczkę

Czy warto się bawić dziś

Za nią ruszę na wycieczkę

choć samiczka żalu nie chce

Tobie szkoda szkoda mi

Straciłem mą turkaweczkę

wszak miłości wierny jestem

tak jak miłość wierna mi

Za nią ruszę na wycieczkę

I poskarżę się troszeczkę

Skarga zawsze lubi gry

Straciłem mą turkaweczkę

A nie widząc mojej pięknej

Już nie widzę blasku i

Za nią ruszę na wycieczkę

O ty śmierci w żalu niecce

Po wielokroć weź mnie gdy

Straciłem mą turkaweczkę

Za nią ruszę na wycieczkę

Tłum. Mira Umiastowska

.


Nawiązywali do niej wszyscy późniejsi o ponad dwa stulecia twórcy villanelli, inspire-

wani nią zarówno w swych własnych utworach, jak i w podejmowanych na jej temat rozważaniach teoretycznych.

(o formie)

Villanelle cechuje kunsztowna konstrukcja, na którą składa się pięć trzywersowych strof rymowanych w układzie aba. Szósta, ostatnia strofa, zbudowana jest z czterech wersów w sekwencji abaa. Układ wersów musi spełniać sztywne warunki. Pierwszy wers, lekko zmodyfikowany, musi się pojawić jako trzeci w drugiej, czwartej i szóstej strofie, a wers trzeci na końcu strof trzeciej, piątej i szóstej. Sens powtórzonych wersów może być zmieniony, natomiast rym, rytm i brzmienie powinny zostać zachowane.

Angielska

(o formie)

Na pierwszy rzut oka układ villanelli może się wydać dość skomplikowany, ale przy bliższych oględzinach uderza lekkość efektu całej tej konstrukcji – owe dwa aspekty, prostota i trudność, wyznaczają paradoksalną naturę formy i przesądzają o jej bardzo szerokiej skali tematycznej: villanella może w zupełności zdać się na przyjemnie melodyjną nieważkość (nawiązując do swoich sielskich początków), potrafi też udźwignąć treść niemal przygniatająco ważką, gdyż drobny ścieg rymów i refren zawsze będą działały odciążająco, przybliżając wiersz do piosenki.

Przykład

Wiersz Dylana Thomasa "Do not go gentle into that good night", (Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy, tłum. Barańczak) John Cale (ex-Velvet Underground) wykonuje bardzo tanecznie, w rytmie walca (płyta Words for the Dying).

Przykład

Przeczytajmy teraz "One Art", vilanellę Elizabeth Bishop (polska wersja w przekładzie Stanisława Barańczaka):

Elizabeth Bishop, amerykańska poetka urodzona w 1911 roku w Worcester w stanie Massachusetts.

Jednym z dominujących, tematów w poezji Bi­shop jest podróżowanie, przemieszczanie się, zmiana miejsca zamieszkania, wykorzenienie, co wynika z jej trudnego dzieciństwa i życiorysu. Dominująca tematyka niestałości i przemijania, z którymi bezpośrednio i nieu-suwalnie związane jest poczucie utraty, zawiera się w jej villanelli zatytułowanej One Art.


Elizabeth Bishop

One Art

The art of losing isn't hard to master;
so many things seem filled with the intent
to be lost that their loss is no disaster.

Lose something every day. Accept the fluster
of lost door keys, the hour badly spent.
The art of losing isn't hard to master.

Then practice losing farther, losing faster:
places, and names, and where it was you meant
to travel. None of these will bring disaster.

I lost my mother's watch. And look! my last, or
next-to-last, of three loved houses went.
The art of losing isn't hard to master.

I lost two cities, lovely ones. And, vaster,
some realms I owned, two rivers, a continent.
I miss them, but it wasn't a disaster.

– Even losing you (the joking voice, a gesture
I love) I shan't have lied. It's evident
the art of losing isn't hard to master
though it may look like (Write it!) like disaster.


Elizabeth Bishop, One Art, Tłum. Stanisław Barańczak

W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy;
tak wiele rzeczy budzi w nas zaraz przeczucie
straty, że kiedy się je traci – nie ma sprawy.

Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy
straconą szansę, upływ chwil, zgubione klucze.
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy.

Trać rozleglej, trać szybciej, ćwicz – wejdzie ci w nawyk
utrata miejsc, nazw, schronień, dokąd chciałeś uciec
lub chociażby się wybrać. Praktykuj te sprawy.

Przepadł mi gdzieś zegarek po matce. Jaskrawy
blask dawnych domów? Dzisiaj – blady cień, ukłucie
w sercu. W sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.

Straciłam dwa najdroższe miasta – ba, dzierżawy
ogromniejsze: dwie rzeki, kontynent. Nie wrócę
do nich już nigdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy,
który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce
tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;
tak, straty to nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy.


Villanella polska

Stanisław Barańczak

(ur. 13 listopada 1946 w Poznaniu, zm. 26 grudnia 2014 w Newtonville) – polski poeta, krytyk literacki, tłumacz, jeden z najważniejszych twórców Nowej Fali.

W 1981 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych i rozpoczął pracę na Uniwersytecie Harvarda, gdzie objął katedrę języka i literatury polskiej im. A. Jurzykowskiego na wydziale slawistyki. Członek Polskiego Towarzystwa Naukowego na Obczyźnie.

Stanisław Barańczak jest uważany za przedstawiciela poznańskiej szkoły przekładu. Jego publikacje dotyczące teorii przekładu służą kształceniu polskich tłumaczy pracujących w różnych językach.

W dorobku ma dużą liczbę przekładów m.in. z angielskiego, rosyjskiego i litewskiego. Tłumaczył utwory różnorodne pod względem czasu powstania i stylu.

Po raz pierwszy villanella pojawiła się w twórczości Stanisława Ba­rańczaka w tomie

Widokówka z tego świata (wiersz Co mam powiedzieć). Zbiór Chirurgiczna precyzja

przyniósł pięć nowych realizacji tego wzor­ca. Posłużenie się gatunkiem villanelli można by nazwać, korzystając z terminologii Stanisława Balbusa (za: Joanna Dembińska-Pawelec, od Anonima do Barańczaka), „restytucją formy" (odtworzeniem, przywróceniem): „Polega ona na jawnym i ostentacyjnym nawiązaniu do formy niewchodzącej w skład aktualnej tradycji, ani też tradycji przezwyciężanego okresu (kierunku) literackiego". W przypadku villanelli Stanisława Barańczaka musimy mówić raczej o pozornej restytucji formy, ponieważ dla polskiej tradycji literackiej nie jest to zjawisko przywrócenia dawnego, obecnie nieuprawianego gatunku, ale translacja formy dokonana z obszaru tradycji eu­ropejskiej. Barańczak nie używa nazwy gatunkowej w tytułach wierszy, a zatem nie powstaje tu sytuacja otwartego dialogu z wzorami tradycyjnymi. Nie jest także oczywiste dla polskiego odbiorcy odczyta­nie utworów rodzimego poety jako konceptystycznej parafrazy gatunku. Niemniej jednak „archaiczna" forma villanelli - stroficzna, refreniczna, silnie zrytmizowana i oparta na jednostajnym rymie - ewokuje swą „dawność" oraz „obcość" wobec współczesności. Podobnie jak „archaiczne" wydają się dwudziestowiecznemu czytelnikowi staropolskie utwory reprezentujące barokową poesis artificiosa (np. Jana Andrzeja Morsztyna wiersz pt. Zapust - również repetycyjny i refrenicznie na­wrotowy).

Villanella w postaci, w jakiej współcześnie konstytuuje ją Stanisław Barańczak, okazuje się formą atrakcyjną i umożliwiającą osią­ganie efektów „piękna dziwności i niezwykłości". Jej spiralna, refreniczna powtarzalność pozwala na wyrażanie subtelnych przemian, migotliwości i niuansów. Te zatem względy, jak się wydaje, mogą stanowić o jej współczesnej atrakcyjności.

Jak podkreśla Stanisław Balbus: „współczesny pisarz pozarepertuarową formę całkowicie sobie przywłaszcza, nie zapominając o jej dość odległej genealogii, a nawet więcej: owa genealogiczna odległość jest mu w szczególny sposób potrzebna. [...] Wprowadza mianowicie pewien bardzo subtelny dystans artystyczny". Wiersz Debiutant w proce­derze, poruszając uniwersalną tematykę życia i śmierci, stanowi uję­cie jej jednak w sposób bardzo bliski dwudziestowiecznemu czytelni­kowi. Kreacja bohatera lirycznego i język wypowiedzi - potoczny, wy­korzystujący skonwencjonalizowane wyrażenia i zwroty frazeologiczne - stanowią przeciwwagę dla formy, która demonstruje swą archaiczność, „obcość" i „pozarepertuarowość". Z tego zderzenia nieprzystawalności rodzi się ów dystans artystyczny umożliwiający zaistnie­nie ironii. Ma ona wymiar ambiwalentny i dwuaspektowy. Rodzi się

przede wszystkim w odniesieniu do tematu: uchyla niejako grozę nie­uchronności losu, łagodzi gorycz świadomości śmiertelnej natury człowieka. Ale jednocześnie jej subtelna przewrotność prowadzi, poprzez śmiech, do spotkania z jaskrawie unaocznioną prawdą egzystencji. Ta ironiczna gra ambiwalencji jest wyrazem ludycznego wymiaru restytucji. Stanowi o nim zmieszanie powagi ze śmiesznością i zabawa for­mą, przeniesioną ostentacyjnie z odległych czasów i odległej, obcej tra­dycji.

Stanisław Barańczak

Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził

Ani, jedynej

Płakała w nocy, ale nie jej płacz go zbudził.

Nie był płaczem dla niego, chociaż mógł być o nim.

To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi.

I półprzytomny wstyd: że ona tak się trudzi,

to, co tłumione, czyniąc podwójnie tłumionym

przez to, że w nocy płacze. Nie jej płacz go zbudził:

ile więc było wcześniej nocy, gdy nie zwrócił

uwagi – gdy skrzyp drewna, trzepiąca o komin

gałąź, wiatr, dygot szyby związek z prawdą ludzi

negowały staranniej: ich szmer gasł, nim wrzucił

do skrzynki bezsenności rzeczowy anonim:

„Płakała w nocy, chociaż nie jej płacz cię zbudził”?

Na wyciągnięcie ręki – ci dotkliwie drudzy,

niedotykalnie drodzy ze swoim „Śpij, pomiń

snem tę wilgoć poduszki, nocne prawo ludzi”.

I nie wyciągnął ręki. Zakłóciłby, zbrudził

toporniejszą tkliwością jej tkliwość: „Zapomnij.

Płakałam w nocy, ale nie mój płacz cię zbudził.

To był wiatr, dygot szyby, obce sprawom ludzi”.

  

______________________________________

wiersz z tomu Chirurgiczna precyzja, cyt. za: Stanisław Barańczak, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, Kraków 2006, s. 475

https://strony poezji.pl/monografie/plakala-w-nocy-ale-nie-jej-placz-go-zbudzil/


Stanisław Barańczak

Z okna na którymś piętrze ta aria Mozarta

Z okna na którymś piętrze ta aria Mozarta,

kiedy szedłeś wzdłuż bloku. A w tej samej chwili

waliły się i z gruzów wstawały mocarstwa.

non so più”...[1]- ten żar róż bez ciężaru, ten żart na

śmierć i życie, pędzący za chmarą motyli

anapest[2] tętna. Właśnie ta aria Mozarta

miała tu brzmieć, jak gdyby istniała gdzieś karta

praw przechodnia spod bloku, której nie gwałcili

ci inni my, ci z gruzów wznoszący mocarstwa –

gwarancja, że choć jedna zasłona, nie zdarta

do szczętu płyta, przetrwa; że zawsze uchyli

jakieś okno czy wyrok ta aria Mozarta.

Jak gdyby wszystkie dobra zdążyła ta martwa

ręka niepoczytalnie zapisać nam, czyli

kupczykom gruzów, z których wstawały mocarstwa,

w których rosła, wbrew nim, na niczym nie oparta

wiara, że to nie błąd, że nigdy się nie myli

w oknie na którymś piętrze ta aria Mozarta.

Waliły się i z gruzów wstawały mocarstwa.

(o formie) raz jeszcze  

Jak zabrać się do pisania villanelli? Najtrudniejszy jest pierwszy krok: vilanella to przede wszystkim wyniosły punkt widokowy pierwszej zwrotki, a potem skok w przepaść (i niech to będzie skok typu bungy). Trzeba koniecznie napisać pierwszy tercet z mocnymi A1 i A2 (one muszą powracać, a ponadto ciągną na rymie pięć pozostałych a), pamiętając, że drugi wers (b) pociąga za sobą pięć całkiem innych b. Nasuwa się tu natychmiast bardzo prosty, gramatycznie zrymowany lament: "Zero pieniędzy na koncie" (A1). "Przegrywam na każdym froncie" (A2). Ale jak ma wyglądać wers b?

___________________________________________

3. za: Nieszuflada:  https://www.nieszuflada.pl/_artykuly/vilanella.html

Mira Umiastowska J

Mira Umiastowska

O jedne drzwi za daleko

(villanella) satyra

Wiersz wykorzystano jako ćwiczenie podczas spotkania warsztatowego;

(zwrotki: 6x3+1(wers)

wersyfikacja:

Aba, abA, // aba, abA, // aba, abAa)

15/16 czerwca 2023

A          Nie zdążyli, tak mało brakowało do drzwi;

b          Więźniowie obecności wzajemnej, pozornej

a          Oniemieli, kiedy wkroczył kolejny do gry;

a          Stanął w przejściu, zasłonił, splunął przez zęby i

b          Na stół rzucił, jak strzały, splątane obrączki –

A          Nie zdążyli, choć mało brakowało do drzwi.

a          Chociaż apetyt na życie i dostatnie sny

b          Rozbudzone w nadmiarze o porze wieczornej,

a          Niespełnione, bowiem włączał się Gałgan do gry;

a          Bez otwarcia na klucze, zatarł graby i kpi,

b          Ten trzeci, co sprawiwszy, że twarze upiorne

A          Nie zdążyły, a mało brakowało – od drzwi

a          Do bieli firanki falującej nutką krwi,

b          Skąd nie szmer, ale rączka z czerwonym paznokciem,

a          Rozpoznawszy Mariana, wypaliła: „Ech, ty...”

a          „Gałgan” – w lokach niesfornych – zahaczywszy o klincz,

b          Ściągnął brwi, cicho zaklął pod nosem: „O, w mordę!

A/(a)    Mogłem zdążyć, tak mało brakowało do... gry”;

a/(A)    I zastygli w bezruchu wyważeni jak drzwi...


inne wiersze:

Stanisław Barańczak:

Debiutant w procederze

Debiutant w procederze, dosyć jednak szczwany

nabieracz, aby nabrać w płuca na złość światu

cały ogrom powietrza, dotąd ci wzbraniany,

sam nabity w butelkę, w cztery mleczne ściany

porodówki, ofiara kantu do kwadratu,

debiutant w procederze mimo wszystko szczwany

nie dosyć, by od razu przejrzeć na wskroś plany

biorących cię, za kostki nóg, w garść, wszelkich dyktatur -

cały ogrom powietrza, dotąd ci wzbraniany,

wciągnąłeś w machinacje płuc, tchawicy, krtani,

w ciała ślepy zaułek i niejasny status;

debiutant w procederze, nabieracz nie szczwany

ale zaledwie szczuty, gnany nieustannym

pierwszym klapsem pod dyktat wiecznych odtąd batut

i batów, w cały ogrom dotąd ci wzbraniany,

nagle zwężony w ostrze wdechu, który zranił

tak, że go wykrztusiłeś z krzykiem, z jakimś „Ratuj!" -

debiutant w procederze tchu, za mało szczwany

na ten ogrom raniący, choć już nie wzbraniany.1

_________________________________________

1. S. Barańczak: Debiutant w procederze. W: Chirurgiczna precyzja. Elegie i piosenki z lat 1995-1997. Kraków 1998, s. 31.


Co mam powiedzieć, Zbiór Chirurgiczna precyzja

Stanisław Barańczak


Który to świat, czy ten? Nie w takt, niespodziewane
targnięcia wiatru szarpią rozespanym niebem.
Co mam powiedzieć, wie, że będzie powiedziane.

Furkot wróbla. Filc piłki uderza o ścianę
garażu. Szum z odległych szos. Znów, po raz nie wiem
który: to świat, czytelne "tak", niespodziewane

przybicie stempla słońca na kolejny ranek,
którego mogło nie być, a jest, cały jeden.
Co mam powiedzieć? "Wierzę"? Będzie powiedziane

tak wiele słów, a żadne nie złożą się w zdanie
proste oznajmujące o Wiedzącym Niemym,
który, osiadłszy w tętnie, tka niespodziewane

skrzyżowania przypadków na tej jednej z planet,
w jednym z ciał, między jednym a następnym mgnieniem.
Co nam w powiewie, w wietrze będzie powiedziane

na ucho, to się może w głębi krtani stanie
słowem, uwięzłym między podziwem a gniewem,
które poświadczy, będzie trwać, niespodziewane.
Co mam powiedzieć - wierzę - będzie powiedziane.



[1] Non so più cosa son, cosa faccio (wł.), Nie wiem już, kim jestem, co robię – aria z I aktu opery Wesele Figara, z muzyką skomponowaną przez Wolfganga A. Mozarta oraz tekstem w języku włoskim autorstwa Lorenza Da Pontego

[2] Daktyl, stopa metryczna składająca się z trzech sylab: dwóch krótkich i jednej długiej.

google-site-verification: google4aebcb7c9a4e06c8.html