Mieczysław Kozłowski
W masce libertyna
rzecz o Kajetanie Węgierskim
Kajetan Węgierski nie należy do twórców łatwo poddających się diagnozie badawczej. Jego dane biograficzne są skąpe i trudno dociec, czy powodem jest to, że krótko „zabawił” na niwie literatury czy też niska pozycja społeczna. A przecież były w jego życiu okresy, gdy zarówno elita stanisławowska, jak ówczesne koterie towarzyskie wymawiały to nazwisko częściej z nienawiścią niż z sympatią. Także i obecnie autora poematu „Organy” nie wymienia się w jednym szeregu z Adamem Naruszewiczem, Ignacym Krasickim, Stanisławem Trembeckim, Franciszkiem Kniaźninem, Franciszkiem Karpińskim czy Franciszkiem Zabłockim.
Te puste miejsca w biografii tak osobistej, jak i literackiej głośnego a potem prawie zapomnianego kontestatora, to niemałe wyzwanie dla kogoś, komu bliska jest ta epoka. Chcę uwypuklić znaczenie tego poety jako jednego z prekursorów myśli obywatelskiej, która znalazła swoje odbicie w nurcie reformatorskim poezji i satyry okresu Sejmu Wielkiego. Warto wykazać, że libertynizm autora „Portretów Pięciu Elżbiet” był swego rodzaju przebraniem, pod którym ukrywał swą demaskatorską pasję ukazywania wad i schorzeń swojej epoki. Inna rzecz, iż zbyt często zapominał o środkach ostrożności, co w końcu musiało się skończyć katastrofą.
Stan badań nad życiem i dorobkiem literackim Tomasza Kajetana Węgierskiego nie przedstawia się imponująco. Co prawda, Juliusz Wiktor Gomulicki, jeden z najwybitniejszych znawców tego okresu, zapowiadał pełną edycję pism Węgierskiego, ale nigdy do niej doszło. Za jego życia ukazało się niewiele publikacji: rozproszone wiersze i satyry głównie na łamach „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”, kilka przekładów z Marmontela, Rousseau i Monteskiusza oraz poemat heroiczny „Organy”. Jego dorobek, zapewne niepełny, przetrwał głównie w kopiach rękopiśmiennych.
Tomasz Kajetan Węgierski przyszedł na świat w 1756 roku we wsi Śliwno na Podlasiu. Siedzibą rodową Węgierskich była wieś Węgry w ziemi kaliskiej. Około 1764 roku został uczniem warszawskiego Collegium Nobilum pozostającego pod zarządem jezuitów. Uczniem był pilnym i błyskotliwym, wytypowano go nawet do wygłoszenia mowy powitalnej na cześć króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Po ukończeniu Kolegium wrócił w rodzinne strony, gdzie przez jakiś czas przebywał na dworze Branickich w Białymstoku. Kiedy znalazł się w Warszawie, dał się poznać jako poeta i tłumacz, co zaowocowało wprowadzeniem go w krąg autorów czasopisma „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne. Z tego kręgu wywodziła się w znacznej mierze elita stanisławowska. W 1775 roku objął posadę kancelisty w Departamencie Sprawiedliwości Rady Nieustającej. Król przyznał mu honorowy tytuł szambelana, co jednak nie uprawniało go do udziału w słynnych obiadach czwartkowych.
W 1777 roku dochodzi do zatargu z możną rodziną Wilczyńskich, którzy zbrojnie najechali posiadłość ojca poety. Węgierski napisał w obronie swojej rodziny ostry memoriał, za co wyrokiem sądu marszałkowskiego został skazany i odsiedział tydzień aresztu. W wyniku represji, jakie na niego spadły, utracił posadę kancelisty, jedyne stałe źródło zarobkowania. Na jesieni tego roku zostaje członkiem loży masońskiej Doskonałe Milczenie. Nazwa tej loży nie odzwierciedla temperamentu przyszłego demaskatora i buntownika.
Zaczyna grać hazardowo w karty. Sprzyja mu szczęście, co przynosi mu ogromne sumy. Kupuje od Potockich majątek ziemski Wysokie Mazowieckie, ale nie zagrzewa w nim miejsca. W 1779 roku wyrusza w podróż po Europie, podczas której pisze w 1781 roku swój ostatni wiersz. Jako twórca zamilkł więc w wieku zaledwie 25 lat. Wkrótce wyrusza do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotyka się z generałem Waszyngtonem i jego otoczeniem. Po powrocie do Europy zawiera w Londynie przyjaźń z księciem Walii, a w Paryżu staje się zaufanym Marii Antoniny. W początkach 1787 roku, gdy stan jego zdrowia gwałtownie się pogarsza, spisuje testament. Dokonuje żywota 11 kwietnia w Marsylii i tam zostaje pochowany. Miał wtedy 31 lat.
Jak niejednokrotnie bywało, legenda przesłaniała prawdę życiorysu, usuwając w cień świetnie się zapowiadających i nie do końca spełnionych biografii. Można tu wymienić przykłady: Klemensa Janicjusza, Szymona Zimorowica, Andrzeja Brodzińskiego, Antoniego Malczewskiego i wielu innych. Nie inaczej rzecz miała się z przypadkiem Tomasza Kajetana Węgierskiego. Juliusz Wiktor Gomulicki tak charakteryzuje twórczość autora „Organów” – Prawie cała poezja Węgierskiego jest poezją walczącą, co nie znaczy jednak, że nie można w niej rozróżnić trzech zasadniczych a odmiennych nurtów, nadając im kolejno miano obywatelskiego, paszkwilowego i libertyńskiego – pisze we wstępie do „Wierszy Wybranych”
Gomulicki dostrzega pierwsze przejawy nurtu obywatelskiego w utworach po 1774 roku. Nie były to jeszcze wiersze najwyższego lotu i zawierały pewne naleciałości z Woltera i Naruszewicza, ale przygotowywały grunt pod przełom, który dokonał się w latach późniejszych. Pozwalam sobie określić tę część spuścizny literackiej jako nurt inicjalny.
Z kolejnym fragmentem działalności pisarskiej autora „Sądu czterech ministrów” łączy się ciekawość świata i ludzi, a metodą, jaką najczęściej stosuje jest opis połączony z satyryczną obserwacją. Bywa i tak, że poeta używa krzywego lustra dla pokazania niedoskonałości natury ludzkiej, a także wad trapiących zbiorowość społeczną. Krytykę stosunków społecznych niekiedy ubiera w przebranie bajki szczególnie modnej w literaturze stanisławowskiej. Dbałość o szczegóły i ostro zaznaczony wizerunek postaci uchwycony w ich najrozmaitszych postaciach życiowych i społecznych, pozwala scharakteryzować ten etap jako nurt satyryczno-obyczajowy.
Wyodrębnienie przez Gomulickiego nurtu libertyńskiego obciążone jest tendencją łączenia w jedno elementów, które w rzeczywistości występują rozdzielnie. Mamy tu do czynienia ze zmysłowo-epikurejskim postrzeganiem świata. Relacje, jakie otrzymujemy, są niekiedy zabarwione erotyzmem. Wariant prowokacji obyczajowej rodzi się niejako na marginesie przenikania młodzika w świat salonów, gdzie zasady moralne nie są tak ściśle oznaczone jak w świecie zewnętrznym. Ton i charakter utworów powstałych w tym okresie pozwala mówić o nurcie epikurejsko-erotycznym.
Jednym z ważniejszych wyznaczników libertynizmu jest stosunek do doktryn chrześcijaństwa, Kościoła katolickiego i kleru. W poezji Węgierskiego dość wcześnie pojawia się ton zaczepny, choć nie jest to krytyka totalna. Pewne grupa utworów wraz z „Organami” na czele pozwala usytuować tę część pisarstwa w nurcie antyklerykalnym.
Pozostaje jeszcze jedna warstwa twórczości autora „Pięciu Elżbiet”, ta, którą J. W. Gomulicki charakteryzuje jako nurt paszkwilancki. To obiegowa opinia jaka przylgnęła do Węgierskiego. To, co powinno być rozpoznawane jako syndrom niezależności, sprzeciwu wobec złej praktyki społecznej, a także projekcja wolności osobistej – jest przez badaczy postrzegane jako bunt autsajdera niezrozumianego przez otoczenie. Paszkwil jest instrumentem walki wymierzonym w kogoś, kogo zamierza się zniszczyć. Węgierskiemu chodzi o coś więcej – ostrze jego broni celuje nie tyle w kogoś, ile w coś – w zjawisko lub problem o wymiarze etycznym, stricte polityczny lub społeczny. Chodzi więc o nurt demaskatorski.
Ale jak na razie w życiu młodego obiecującego literata trwa idylla. W redakcji „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych” obraca się w kręgu samych znakomitości świata literackiego i naukowego: Adama Naruszewicza, Jędrzeja Minasowicza, Jana Albertandego, Józefa Szymanowskiego, Józefa Kobylańskiego i innych. Jest przyjmowany i darzony względami przez osoby ze świecznika dworskiego: Ignacego Potockiego, marszałka Bielińskiego, Jędrzeja Zamojskiego, hetmana Ogińskiego, Łubieńskiego, Bohomolca. Zabiega o przyjaźń z księciem Adamem Czartoryskim.
Z tego okresu pochodzą pierwsze poważniejsze próby poetyckie. Mostowski nazywa je „płodami pierwszej młodości”. Węgierski nabiera dopiero wprawy w posługiwaniu się piórem i próbuje swych możliwości jako literat. Już z tych pierwszych dokonań widać, że nauki profesorów poetyki – Bohomolca i Naruszewicza – nie poszły w las. Ale już w tych konwencjonalnych jeszcze utworach pojawiają się okruchy poetyckiego kunsztu. Czyż w opisie wieczoru w sielance „Hilas i Celestynu” nie pobrzmiewają późniejsze echa mickiewiczowskie?
Taką bawił rozmową Hilas Celerynę,
A słońce, opuszczając tutejszą dziedzinę,
W podziemne uchodziło kraje, szarawy
Wieczór niósł mokrą rosę na zielone trawy
Więc oni, porzuciwszy te rozmowy spolne,
Gnali w dom ciche owce i capy swawolne,
A sami, do koszarów zagnawszy swe trzody,
W miękkim spaniu z gorąca szukali ochłody.
„Oda do Naruszewicza to nie tylko panegiryk czy rodzaj hołdu złożonego swemu nauczycielowi i protektorowi, zawiera także pierwsze akcenty krytyczne czasów stanisławowskich. Poeta buntuje się przeciwko praktyce wywyższania ludzi mało wartościowych a utrącania zasłużonych dla społeczeństwa i ojczyzny. Razi go brak poszanowania dla ludzi nauki, gdy w cenie jest jedynie blichtr nowobogacki. Próby naprawiania nieprawości to jedynie „groch próżno na ścianę rzucany”. W parze z poczuciem bezsilności idzie gorzka świadomość wolterowskiej prawdy, że nie ma co się dziwić, gdyż tak dzieje się na naszym najwspanialszym ze światów.
Darmo, niechaj się, kto chce na dowody sili,
Pewna to prawda, która nigdy nie omyli,
Że przy kim są pieniądze, przy tym też zostawa
I honor, i zaszczyty, i urząd, i sława.
Pierwszy rozbiór Polski w 1772 roku i sejm z 1773 roku, gdzie dochodzi do uwierzytelnienia aktów rozbiorowych, to czas kiedy w poezji Węgierskiego dochodzi do decydującego zwrotu. Doznany wstrząs powoduje, że kończy się wiek niewinności i przychodzi czas trzeźwego spojrzenia na przyczyny klęski Rzeczpospolitej i zdrady tych, którzy winni jej wierność i obronę zagrożonych granic. W dobie upadku autorytetów tym większa staje się potrzeba wzorów pozytywnych, szlachetnych mężów i obywateli, którzy swym osobistym wkładem mogą i powinni dawać budujące przykłady zagubionym i zatrwożonym mieszkańcom tej nieszczęsnej krainy. O tym mówi cytat z wiersza „Obywatel prawy”.
Czas nieszczęścia i hańby przez podłość i zdrady
Pomnożonych wyrodków prawie zgładził ślady
Cnych miłośników twoich, Polsko! – w schyłku sławy
Zbyt zapomniałaś, co jest obywatel prawy.
Rzadkim przykładem w pisarstwie satyrycznym Węgierskiego jest wiersz „Co kto lubi” utrzymany w tonacji staropolskiej facecji. Mamy tu do czynienia z katalogiem pewnych cech społecznych, które w odbiorze ogólnym naznaczone są typologią ujemną.
Niechaj się opój kieliszkiem bawi,
Szuler przy kartach niechaj czas trawi,
Jeździec na koniu niech się uwija,
Żołnierz na wojnie niech drugich zbija,
Dworak w pałacach niech piętą kręci,
Lichwiarz niech piątki, soboty święci,
Jurysta niechaj z swych kratek gada,
Ksiądz niechaj zdziera, choćby i z dziada,
Mnich po domach niech sandały gubi:
Bo tak najlepiej, jak kto co lubi.
„Ostatni wtorek” to obraz typowego balu kostiumowego, jakimi w karnawale żyły elity Warszawy. Przez sale redutowe przewijał się cały ówczesny świat: i tych ze świecznika społeczno-politycznego, i tych, którzy dopiero mieli nadzieję na nim się znaleźć.
Co za ścisk, co za twarze! a każdy w tym tłumie
Na siebie oczy wszystkich obracać rozumie.
To był ważny ośrodek, gdzie sama rozrywka schodziła na plan dalszy. W atmosferze pozornie beztroskiej zabawy zawiązywano koterie i ubijano interesy, urabiano grunt pod związki matrymonialne, przypuszczano młodsze pokolenie do wspólnej komitywy, wywyższano na piedestał nowe gwiazdy sezonu i strącano w niebyt te, które się opatrzyły. Każdy flirt, romansik albo awantura stawały się okazją do plotek, którymi karmiono się długo. Kto nie uczestniczył w przyjętej konwencji, ten się nie liczył w tym światku i w ogólnym rozrachunku wypadał z rozdziału etykiet, a nierzadko i beneficjów. Dlatego też:
Żebym miał być łańcuchem do ściany przykuty
Urwałbym się i jechał dzisiaj na reduty.
Nurt satyryczno-obyczajowy ukazuje Węgierskiego w zupełnie innym świetle niż wiersze, w których po raz pierwszy zaznaczał swój stosunek do ludzi i spraw, wokół których toczy się wolterowski światek. W społecznej panoramie Warszawy otrzymujemy szkic, który pozwala odtworzyć zarówno rekonstrukcję topograficzną, jak i socjalną ówczesnej Warszawy. Przesuwające się przed nami szkice ołówkowe bystrego obserwatora nakładają się na wysmakowane panoramy kreślone przez Canaletta i sceny utrwalone przez Norblina.
Lekkość i polot to cechy wyróżniające dla poezji erotycznej Węgierskiego. Finezja, z jaką porusza się w świecie Erosa, czyni jego libertynizm wyszukanym, rozgrywającym się bardziej w sferze intelektu niż emocji. W ten sposób model jego liryki uczuciowej staje się epikurejski, pozbawiony cech żywiołowej manifestacji o podłożu hedonistycznym.
Dorobek poezji stricte erotycznej, zawarty w literaturze Oświecenia, jest dość skromny. Wśród głównych powodów należy wymienić inny rozkład akcentów, będący rezultatem szybko zmieniającej się sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej Rzeczpospolitej drugiej połowy XVIII wieku. Na plan pierwszy wysuwają się problemy koniecznej zmiany cywilizacyjnej, edukacyjnej i kulturowej, przed jaką stanęło państwo zacofane, o ustroju nieprzystającym do szybko rosnących politycznych, społecznych i ekonomicznych aspiracji i właściwie bezbronne wobec wilczych apetytów mocarstw ościennych.
Nie dziwi więc dysproporcja między kanonem liryki obywatelskiej i postulatywnej a reprezentacją liryki osobistej, w tym miłosnej i erotycznej. Nie dziwią też problemy z ustaleniem autorstwa utworów uznanych za śmiałe, a krążące w odpisach i pod pseudonimami. Wtedy czyniły wrażenie piorunujące, dzisiaj mogą być uznane za co najwyżej ciekawostki obyczajowe, bez intencji prowokacji estetycznej, utrzymane raczej w granicach dobrego smaku.
To zrozumiałe w sytuacji, kiedy pisarze zaangażowani w ofensywę publicystyczną, wspierającą obóz naprawy Rzeczpospolitej, niezbyt chętnie podpisują utwory o swawolnej i ulotnej treści.
Inny to był wiek, inne obyczaje. To co niegdyś wygłaszano z rubasznym śmiechem, to w czasach Węgierskiego przesłaniano gazą domyślności i z farbowanym rumieńcem wstydu na twarzy. „Co jest większym zgorszeniem, czy otwartość i zasłona, to jeszcze rzecz wątpliwa. (…) Węgierski nie stworzył gorszącego słowa, nie był jego przodownikiem, on szedł z drugimi i za drugimi” – pisze Juliusz Wiktor Gomulicki – wybitny znawca epoki stanisławowskiej.
Znacznie więcej pikantnych szczegółów znajdziemy w domniemanej relacji z nocy poślubnej Elżbiety Potockiej „Na anniwersarz wesela Elżbiety”. Skandaliczną aurę alkowianych igraszek łagodzi wyszukana narracja i mistrzostwo języka poetyckiego. Ten wiersz mógłby się śmiało znaleźć wśród najlepszych dokonań miłosnej muzy Jana Andrzeja Morsztyna. Karol Estreicher bierze Węgierskiego w obronę, by udowadniać, że jest to bardziej wzór rokokowej elegancji, niż przykład niewyszukanych libertyńskich zberezeństw. A ponadto podany jak bilet wizytowy na tacy w czystej, przyjacielskiej intencji. „Węgierski pisał rozwiązły wiersz, nie czując nawet, że jest on taki, a przynajmniej dziś za taki uchodzi. I tak napisał w dobrej wierze wiersz do Elżbiety. Z tego powodu do liczby utworów rozwiązłych nie zaliczam wiersza ślicznego „Na anniwersarz Elżbiety” – broni młodego autora szacowny literaturoznawca.
Nuta patriotyczna w tym wierszu to jego podwójne dno. To także przykład libertynizmu o dwojakiej naturze, otwarcie głoszącego triumf Erosa i prospołecznego, czyli takiego, który erotyzm składa na ołtarzu ojczyźnianej sprawy.
NA ANNIWERSARZ WESELA ELŻBIETY
Niech się z twoją pamiątką me pióro zapieści,
Dniu luby, dniu doroczny rozkosznej boleści!
W którym celniejsze pełniąc rzemiosło natury,
Elżbieta rozłączyła dziewicze purpury.
Z jakim nieznaną słodycz przyjmowała wstrętem?
Jak długo miała minę nieposłusznej żonki?
Nieraz męża nazwała bezczelnym natrętem,
I nieraz w zachwyceniu rozdarła koronki?
Wiele było wymówek i sprzeczek jak siła,
Nim się boskim rozkoszy nektarem upoił,
Mim róże z liliami na łup mu puściła,
I nim się wstyd rumiany z małżeństwem oswoił?
Tak amazonka mając z Tezeuszem walki,
Długo Bellony równej doznawała szalki;
Aż padła na koniec srogim ranna grotem,
Bez siły i pamięci zlana krwią i potem.
Ach! jak ci był Elżbieto przykry dzień weselny,
Jakąż bojaźń sprawiała łożnicy godzina!
Mniemałaś, że już zginiesz, że to raz śmiertelny,
Który ci zadać miała strzała Kupidyna.
Nie śmierć ta strzała niesie, daje ona życie.
Niech często do swych celów trafia należycie!
Budujcie piękne ciałko, duszę dadzą Nieba,
Waszego nam plemienia gwałtownie potrzeba.
Póty się kiedyś nasza nie zagoi rana,
Potomność nie zapomni o tej smutnej dacie:
Wtedy była dopiero Ojczyzna przedana,
Gdy żadnego z Potockich nie było w senacie!
Przywołajmy jeszcze wiersz „Na piersi Wiktosi” - inną misterną miniaturę Węgierskiego.
Pod białą szyją, która alabaster przenosi,
Są dwa jędrne cybulki u ślicznej Wiktosi.
Miłość je zaokrągliwszy natchnęła rozkoszą:
Raz się w siebie stulają, drugi raz się wznoszą.
Ich czubeczek zawstydza swym kolorem roże,
Swawolny przy nich leżeć spokojnie nie może,
Bo swym ruchem rozżarza zakątki wstydliwe.
O! Cybulki cacane, cybulki łechtliwe,
Wyście zwabiły palce do was przyciskania,
Oczy do widzenia, a usta do ssania!
Nie w pikantnych szczegółach tkwi główny walor poznawczy tej miniatury, ale w mistrzowskiej ornamentyce języka. Środki językowe, którymi posługuje się poeta, są bogate i pełne wyrazu. W całej stanisławowskiej literaturze miłosnej nikt tak śmiało, a przecież wcale nie zuchwale, nie poruszał się w tej materii. To oryginalna, twórcza interpretacja tematu z wykorzystaniem całej palety barw nowoczesnego języka poezji miłosnej. Zasługą Węgierskiego jest ukazanie tej sytuacji w ruchu, a poprzez nadanie banalnym słowom dynamiki i niezwykłości – ważnej przemiany językowej z fazy średniopolskiej w nowopolską.
‘Nie ma istoty, która by mogła wyciągnąć szczęście sama ze siebie: jest to najpiękniejszą właściwością tej abstrakcji, którą nazywamy Bogiem, i najpiękniejszym przedmiotem rozpaczy rozsądnego człowieka” – napisał w liście do przyjaciółki, z dala od polskiego piekiełka. Oto istota sporu światopoglądowego, jaki przebiega przez warstwy i nurty dorobku literackiego Węgierskiego. Toczy się on z różnym nasileniem w poszczególnych etapach drogi życiowej i literackiej starościca korytnickiego, a jego apogeum przypada na czas wzmocnienia tendencji antyklerykalnej w literaturze polskiego Oświecenia. Walka toczy się o ograniczenie wpływów Kościoła i ma ścisły związek z misją obozu naprawy Rzeczpospolitej, wspieranego przez czołowych pisarzy epoki stanisławowskiej: Adama Naruszewicza, Stanisława Trembeckiego, Ignacego Krasickiego.
Z tego okresu pochodzi poemat „Organy”, w którym poeta zawarł różne wycieczki pod adresem wielu wpływowych osób, wiodących prym w polskiej polityce schyłku XVIII wieku. Były to aluzje tak ostre i czytelne, że autor nie mógł liczyć, że utwór ukaże się drukiem. Cenzura to nie jest wynalazek naszych czasów. Jednakże poemat ukazał się w 1784 roku i było to aż do naszych czasów jedyne jego wydanie. Jego publikacja miała miejsce na dwa lata przed śmiercią poety, bez jego wiedzy, bez jego obecności w kraju i z błędami w edycji.
Z niechęcią i surowo ocenia swój utwór po latach pobytu za granicą sam Węgierski. „Gniewam się, że wydrukowano tę nędzotę „Organy” – pisał w liście z 8 kwietnia 1785 roku. – Miałem zaledwie osiemnaście lat kiedym je układał, i śmiało powiem, że wydawcy musieli dorzucić wiele nowych błędów do błędów autora. To już mnie zresztą zupełnie nie obchodzi.”
W „Organach” gorzko żali się na swoją upokarzającą sytuację i brak perspektyw na odmianę losu. Ci, którzy umieli zakręcić się koło swych interesów, mówią mu obłudnie:
………..radzibyśmy z dusze
Uczynić ci. znamy to, że masz talent rzadki,
I prozą piszesz dobrze i wiersz składasz gładki.
Miej trochę cierpliwości, miły przyjacielu,
Oto jeszcze od ciebie zasłużonych wielu.
Prace trzeba nagradzać i ciężkie mozoły;
Czekaj, - Czekam, a zawsze jak goły, tak goły.
To nie frustracja otwiera mu oczy na opłakany stan stosunków społecznych, panoszenie się bogatych próżniaków, prywatę i przekupstwo. Wie, że pisząc gorzkie słowa prawdy, naraża się na obmowę i niechęć. Wie, że wiele trzeba w ojczyźnie zmienić, aby mogła dołączyć do oświeconej Europy. Kiedy mówi o tym w wierszu „Do Bielińskiego” nie kieruje nim desperacja czy rozpacz z poczucia bezsilności, ale gniew zrodzony z patriotycznej troski o losy ojczyzny, którymi tak łatwo frymarczy zgraja wszelkiej maści karierowiczów i niegodziwców.
Trzeba zostać w ojczyźnie w liczbie nieszczęśliwych,
Co dzień się lękać zemsty ukrytej złośliwych,
Chwalić wartych nagany, przed podłymi klękać,
Pod jarzmem najgrubszego uprzedzenia stękać,
Widzieć co dzień nieuków, mędrcami nazwanych,
I bzdurzących o cnocie, za cnotliwych mianych,
Bitnych Sarmatów z wszechmiar nieszczęśliwe plemię,
Niepewne posiadacze zostawionej ziemie.
Wydrukowanie „Organów” bez podania nazwiska autora przyczyniło się do niemałego zamieszania. Przez pewien czas uchodziły za nieznany i świeżo ogłoszony utwór samego Ignacego Krasickiego. Świadczy to wymownie o niewątpliwych zaletach kompozycyjnych i artystycznych tego poematu.
Jednym z jego wątków jest postawa duchowieństwa wobec dramatu, jaki przeżywa ojczyzna: z jednej strony rozdrapujący ją zaborcy, z drugiej prywata magnatów i kleru czyhających tylko na okazję, aby się obłowić.
Za całe zgromadzenie przyrzekam ja szczerze,
Że nikt nam naszych prerogatyw nie odbierze
I wolemy zgubioną mieć z ojczyzną wiarę
Niż utracić na włosek przywileje stare.
Jednakże w „Organach” tonu patetycznego poeta używa dość rzadko. woli raczej posługiwać się żartem dosadnym. Wtedy satyra staje się bardziej nośna, gdyż uderza w sedno rzeczy. Kiedy dochodzi do pewnego wydarzenia, w wyniku którego spadła księżowska peruka, ukazuje się nam łysina zgoła pospolita i nieświęta.
Spadła, a ksiądz ukazał spod niej łeb goły,
Że się w niebie zdziwili święci i anioły,
A w jasne i glancowane wpatrując się ciemię
Mniemali, że się Słońce przeniosło na Ziemię.
W innej scenie poeta ukazuje wnętrze kościoła, co daje mu asumpt do ironicznych podtekstów.
W kronice nawet nieraz czytać mi się zdarza,
Że chciał kościoła tego patron zejść z ołtarza,
Lecz że się znajdowały tam święte panienki,
Nie schodził, dla zgorszenia, nie mając sukienki.
Również i w „Organach” możemy natknąć się na tropy mickiewiczowskie. Przyznaje to poniekąd J.W. Gomulicki: „Ostatnie bodaj echa poematu Węgierskiego pobrzmiewają w poezji filomatów”. A jeśli fascynowali się nim filomaci, to nie można wykluczyć, że i Adam Mickiewicz czerpał z „Organów” inspirację do niektórych scen „Pana Tadeusza”. Czy zakończenie księgi piątej arcypoematu:
Wtem ciężka marzeniami na pierś spadła głowa
I tak usnął ostatni Klucznik Horeszkowa.
I fragment pieśni drugiej „Organów”:
Kiedy skołatanego uwagami temi
Sen zaskoczył i przykrył skrzydłami miękkiemi.
Żartobliwy obraz bitwy na chórze kościelnym a potem zgody z pieśni trzeciej „Organów” w pewien sposób komponuje się z opisem uczty na zamku „Horeszków”:
Tymczasem pan marszałek prosił ich do stołu;
Cała się zgraja zatem do sali przeniosła;
Musiał siedzieć na stołku, kto nie dopadł krzesła;
Lecz pani cześnikowa obiadu nie jadła,
Że od niej wyżej pani skarbnikowa siadła.
Ci, któryż głodni byli, zajadali smacznie
I wielmożny podstoli uważał to bacznie,
Że ani mięsa ani dość zostało sosu,
By się mógł z nich na wieczór spodziewać bigosu.
Powtórzone kieliszki jednak i butelki
Z podstolskiej duszy smutek wygoniły wszelki
I żeby wesołości oddalić przeszkodę,
Na wieczór obiecaną odłożyli zgodę.
Nie był Węgierski libertynem ani antyklerykałem w rozumieniu postaci tego nurtu jak choćby Wolter, Diderot, de Sade. Już od wczesnych wierszy towarzyszy Węgierskiemu przekonanie, że nie uda się uciec od problemów związanych z pozycją Kościoła w Polsce, bo grozi to zablokowaniem programu oświeceniowego. Był wprawdzie pilnym uczniem Woltera i innych słynnych libertynów francuskich, ale rozumiał także, że nie można dowolnie przenosić na grunt polski reguł walki użytecznych w innych warunkach i pod obcym niebem. Autor „Organów” nie mierzy się więc z dogmatami chrześcijaństwa, ale wybiera postawę ironisty i prześmiewcy. Nie ma bowiem złudzeń, gdy wyznaje w wierszu „Do Ogińskiego hetmana wielkiego litewskiego”:
Nie wiem prawdziwie, mospanie hetmanie,
Co się na tamtym świecie ze mną stanie?
Ksiądz Łuskina powiada, i wierzyć mu trzeba,
Że ja pójdę do Piekła, on – prosto do Nieba.
W innym wierszu zgłasza swoje votum separatum:
Ale gdy pilnie sobie zważam z drugiej strony,
Żem wcale do śpiewania nie przyzwyczajony,
I choćbym był największym nabożeństwem zdjęty,
Nie w takt bym pewnie śpiewał: „Święty! święty! święty!
Nie posługuje się bronią antysystemowa dla samej walki. W innym miejscu ujawnia własne rozwiązanie metafizycznej zagadki.
Mnie zacne wychowanie i względna natura
Kazały naśladować ściśle Epikura:
Sądzić wszystkich równymi, dawać wiary mało
Temu, co kiedyś będzie i co się już stało.
Odwołując się do Epikura, Węgierski formułuje wyznanie własnej wiary. Nie tyle chodzi o obnażenie Nieba z atrybutów świętości, ile wykazanie, że jest jeszcze inna droga. Ale żeby z niej skorzystać, konieczny jest pewien wysiłek: trzeba odwołać się do własnego rozumu, a on już najlepiej doradzi wybór drogi do prawdy. Takie właśnie usytuowanie sporu o sens podporządkowania się regułom gry o własną duszę wzbudzało najostrzejsze ataki ze strony establishmentu - i to bez różnicy na zajmowaną pozycję: czy to w obozie zwolenników, czy to przeciwników reform.
Zastanawia jednak jego czterowiersz skreślony na murze klasztornym koło Grenobli w 1781 roku:
Ani Nieba nadzieja, ani Piekła trwoga
Zmienić myślenia mego nie zdoła sposobu,
Z ochotą bym tu jednak żył i wszedł do grobu,
Gdyby mię kto nauczył wierzyć w Pana Boga.
Miano paszkwilanta zyskał Węgierski kreśląc serię miniatur „Portrety pięciu Elżbiet”, sporządzonych na okoliczność imienin pięciu heroin salonów warszawskich. O tej pozycji nie przesądziły bynajmniej względy artystyczne, chociaż są to utwory wysokiej miary literackiej. Pojawienie się ich w obiegu publicznym wywołało skandal towarzyski, który przeszedł w długo niemilknącą burzę. Wszystkie te solenizantki to persony o najlepszych nazwiskach w Rzeczpospolitej i damy, wokół których skupiała się śmietanka towarzyska stanisławowskiej Warszawy. Branickiej wytknął skłonność do plotek i bigoterii, Czartoryskiej uleganie dziwactwom i zmiennym nastrojom, Lubomirskiej oddawanie się miłostkom, Sapieżynie namiętność do intryg. Jednej Potockiej niczego nie wytknął, ale za to złożył niezbyt zawoalowaną propozycję miłosną.
Rozpętało się istne piekło potępień, nadworni gorliwcy domagali się jeśli nie głowy, to przynajmniej publicznego obicia zuchwalca, dyspozycyjni literaci przystąpili do produkcji tekstów biorących w obronę oszkalowane matrony. Wrzawa szybko dotarła do uszu królewskich, a kiedy jeszcze obrażeni małżonkowie przystąpili do interwencji, nie trzeba było czekać na represje. Poeta utracił mało intratną posadę kancelisty, ale jednak przynoszącą stały dochód i spotkał się z ostracyzmem towarzyskim. Krążyła nawet legenda, że kat publicznie spalił na rynku rzeczony paszkwil.
Reakcja zainteresowanych wydawałaby się przesadna, gdyby nie to, że skorzystano z okazji. Młody starościc niejednemu solidnie dopiekł w swoich wierszach obywatelskich i satyrycznych i teraz wybiła godzina zemsty. W tych epigramatach nie ma nawet cienia libertyńskiej intencji, jest tylko charakterystyczne dla Węgierskiego żądanie przestrzegania nakazów cnotliwego życia zarówno przez maluczkich, jak i tych z wierzchołka drabiny społecznej. Nie był w tym, czego się domagał ani zakłamany, ani cyniczny – był moralistą.
Wszystko dla ojczyzny, wszystko dla wolności – tak można ująć sens maksymy, którą Węgierski opatrzył swój ekslibris. Przypomniał ją raz jeszcze w swym testamencie i polecił swemu spadkobiercy, aby się z nią nigdy nie rozstawał. Poeta sięgnął po tę sentencję, gdyż wydawała mu się najtrafniejsza dla przekazania potomnym zasad, którymi kierował się przez całe swoje krótkie, niespokojne życie. Nigdy się nim nie sprzeniewierzył, choć przyszło zapłacić za to okrutną cenę wrogości ze strony tych, którym wskazywał zło, jakie czynili, niełaska dworu, obcość i wyalienowanie ze swego środowiska, wreszcie dobrowolne wygnanie na obczyznę. Jakże wielu ucieszyło się, gdy dowiedzieli się o jego wyjeździe i zanosili modły o to, aby nigdy nie wrócił. A przecież mogło być inaczej, wystarczyło tylko posłuchać rad życzliwych. Tak jak mu radził Zabłocki, kiedy wyjeżdżał na zawsze z Warszawy.
Nie dość to dobrze pisać. Kto ma twarde krzyże,
Kto się kłaniać nie umie, głodny łapę liże.
Nadstawiaj się, pochlebuj, lżyj, nieś dym i modły,
Byłeś dolę poprawił, bądź choć na czas podły!
W złych czasach głos wołającego o zawrócenie okrętu Rzeczpospolitej zmierzającego ku katastrofie, jest głosem wołającego na puszczy. Dramat Węgierskiego polegał na tym, że chociaż był krótkowidzem, widział to, czego inni nie dostrzegali lub dostrzec nie chcieli. Czasy złe to takie, w których porządek moralny jest wywrócony na opak. Aby osiągnąć jakąś liczącą się pozycję społeczną, trzeba zrezygnować z zasad i postępować tak jak ogół: bez skrupułów i bez poczucia honoru. Droga awansu społecznego i majątkowego prowadzi często przez łoże możnej protektorki, dobre urodzenie, pomnażanie dóbr lichwiarskim sposobem, nieetyczną walkę o szlify oficerskie, pochlebstwem zdobyte zaszczyty na dworze lub duszenie dziesięciną lub pańszczyzną swoich poddanych. Takie właśnie credo podaje w wierszu „Czasy złe”:
Czasy złe wprawdzie w tym wieku nastały,
Że żyjąc z cnotą trudno być szczęśliwym,
Nie będę jednak nigdy tak zuchwały,
Bym pragnąc szczęścia stał się niepoczciwym.
A taki kreśli ironiczny obraz krzywdy i znieczulicy społecznej:
A chociaż nędzarz od głodu umiera,
Któż na te jęki swój worek otwiera?
Lepiej mieć mało, mierność cnoty cechą:
Można z pałaców śmiać się i pod strzechą.
Warto wreszcie przyjrzeć się, kto krył się za maską libertyna. Okazuje się, że patrzy na nas twarz człowieka wrażliwego na nieprawości tego świata, żądającego zdania rachunku z krzywd wyrządzanym innym i spragnionego akceptacji. Ten ktoś ma nam coś ważnego do zakomunikowania i nie jest to bynajmniej wyznanie libertyna. To przesłanie wiary w człowieka i jego niezniszczalna wolę stawania się lepszym i rozumniejszym. Odbierając ten dar światła od wybitnego przedstawiciela Oświecenia, zobowiązujemy się do przekazania go dalej. Jest on jak ogień olimpijski, który nigdy nie gaśnie, bo wyraża ducha walki o zwycięstwo prawdy. A to przecież zawsze była najbardziej pielęgnowana nadzieja ludzkości. To także pointa życia i działalności pisarskiej jednej z najbardziej tragicznych a zarazem fascynujących postaci polskiej literatury.