Justyna Cholewiak

Marek Hłasko - życie i twórczość

Powiedzieć, że był postacią kontrowersyjną, to jak nic nie powiedzieć. Jaki był tak naprawdę, nie wie nikt, i najprawdopodobniej on sam również tego nie wiedział. Nie umiał też określić, co w jego życiu było najważniejsze. Jeśli wierzyć jego własnym słowom, chciał tylko, aby toczyło się przy pozorach dramatyzmu i aby z chwilą, kiedy zginie, nie pozostało po nim niczyje prawdziwe wspomnienie. Bliscy, wspominając go, mówią o obecnym w nim wewnętrznym skłóceniu, które sprawiało, że raz był potworem, raz aniołem, raz zwolennikiem wiernej miłości, a raz - mizoginem. Mówią też o tym, że praktycznie zawsze grał jakąś rolę - jakby jego życie było przedstawieniem, a on nie do końca mógł się zdecydować, jaką postać gra.

Marek Hłasko urodził się w 1934 roku w Warszawie. Był jednym z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych na świecie polskich pisarzy okresu powojennego. Jest autorem dzieł takich jak Piękni dwudziestoletni, Ósmy dzień tygodnia czy Sonata Marymoncka. Był także autorem scenariuszy filmowych, felietonistą, a potem redaktorem działu prozy tygodnika „Po prostu”, gdzie zamieszczał swoje opowiadania, artykuły i recenzje filmowe. Mimo sukcesów literackich, jego życie prywatne pełne było dramatów, walki z alkoholizmem i konfliktów z władzą komunistyczną. Zmarł w roku 1969, w wieku 35 lat, w Monachium, gdzie mieszkał na emigracji. Po jego śmierci niemiecka gazeta Der Spiegel napisała: Marek Hłasko, 35. Żył, pił i pisał. Ten polski pisarz żył w Warszawie, Berlinie, Londynie, w Hollywood, Tel Awiwie; pracował w kibucu, protestował i rozrabiał. "Pisanie - powiadał - jest tak samo wspaniałe jak chlanie." Kierował się tą maksymą. Po zawarciu małżeństwa z Sonią Ziemann w 1961 roku nic więcej nie napisał."

Buntowniczą naturę miał od dziecka. Gdy miał 2 lata, podczas własnego chrztu, zapytany przez księdza czy wyrzeka się Szatana, 3-krotnie odpowiadał głośno: nie! Dopiero drobne przekupstwo sprawiło, że zmienił zdanie. Już na początku szkoły podstawowej zyskał opinię niezwykle inteligentnego awanturnika, mającego za nic normy społeczne. Opinię tę starał się utrzymywać przez całe życie, przez co stał się dobrze znany w knajpach w wielu miejscach świata. Przestrzegano przed nim kobiety, te jednak zakochiwały się w nim bez pamięci. Jego intelekt i urok osobisty sprawiały, że były mu w stanie wybaczyć naprawdę wiele. Swego czasu był np. zaręczony z trzema kobietami naraz - i to w trzech różnych krajach. Jedną z tych kobiet była Agnieszka Osiecka.

Dzieciństwo Hłaski przypadło na lata wojenne. Był jedynym synem Macieja i Marii Hłasko. Rodzice Marka rozwiedli się w 1937 r., kiedy chłopiec miał zaledwie 3 lata. 2 lata później ojciec zmarł na gruźlicę. Maria została sama z synem. Podczas wojny prowadziła warzywniak w Warszawie. Już w tym czasie Marek zaczął opowiadać rozmaite niestworzone historie - nie dało się rozróżnić kiedy mówi prawdę, a kiedy kłamie. Zmyślenie było jego żywiołem - żył w świecie wyobraźni dużo bardziej niż w rzeczywistości. To, zdaje się, zostało mu na całe życie. By podać przykład - gdy skończyła się wojna, Marek miał 11 lat, co nie przeszkodziło mu w tym, aby później swojej dziewczynie z Izraela, Luise, opowiadać o tym, jak to dzielnie walczył w partyzantce i odniósł rany wojenne, ryzykując życie, by uratować przyjaciela. Musiały to być piękne opowieści, bo Luise, po odkryciu, że została okłamana, absolutnie nie miała tego Markowi za złe. Mówiła, że tak cudownie się słuchało partyzanckich przygód Marka, że zupełnie nie miało dla niej znaczenia czy były prawdziwe, czy też nie.

Niewątpliwie jednak wojna wywarła wpływ na psychikę i twórczość Marka. Sam mówił o tym tak: dla mnie jest oczywiste, że stanowię produkt czasu wojny, głodu i terroru. Stąd bierze się nędza intelektualna moich opowiadań - ja po prostu nie potrafię wymyślić opowiadania, które nie kończyłoby się śmiercią, katastrofą, samobójstwem czy więzieniem - nie ma w tym żadnej pozy na silnego człowieka, o co posądzają mnie niektórzy.

W styczniu 1945 roku Marek był świadkiem wielkiej ofensywy wojsk radzieckich. Niedługo po tym wydarzeniu, 12 lutego, zaczął pisać pamiętnik.Marek wówczas miał tylko 11 lat, jednak jego notatki, pomimo licznych błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, emanują dojrzałością. Nawet w tych skromnych zapisach już widać zarys stylu przyszłego pisarza. Pisze barwnie i z humorem. W ironiczny sposób opisuje życie w dopiero co wyzwolonej Częstochowie, a później na Śląsku. Defilada Armii Berlinga, konstruowanie rakiet z odnalezionych nabojów i pocisków, wojskowe samoloty przelatujące nad miastem, a także harcerskie zbiórki i zanurzona w błocie paniusia z pieskiem - nic nie umyka spostrzegawczemu chłopcu.

Wstrząsający opis przemarszu Armii Czerwonej i oddziałów NKWD, nadużyć i okrucieństwa wojennego, analizę duszy radzieckiej i mentalności homo sovieticus znajdziemy po latach w "Pięknych dwudziestoletnich" (1966) Marka Hłaski.

Matka Hłaski wspominała, że Marek nauczył się pisać w wieku czterech lat. W wieku lat sześciu prowadził swojsty dziennik - Kontrolkę mojej grzeczności. Pisał tam np.: i byłem bardzo niegrzeczny. I mama chciała mnie uderzyć, ale ręka jej się zatrzęsła, bo przecież wcześniej mówiła: "Boziu, daj mi synka, daj mi synka". Jako wyjątkowo zdolne dziecko, do szkoły poszedł rok wcześniej, był więc najmłodszy w klasie. Dodatkowo wyglądał na jeszcze młodszego niż był, co uczyniło z niego obiekt docinek i prześladowania w klasie. Bronił się przed tym, samemu stając się agresywnym i krnąbrnym - zarówno wobec innych uczniów, jak i nauczycieli, z czym ci ostatni sobie nie radzili. W 1950 roku podjęta został jeszcze jedna próba okiełznania wybuchowej natury Marka - zapadła decyzja o wysłaniu go do szkoły z internatem w Legnicy. Miała to być dla niego swoista szkoła życia. Matka Marka swoją prośbę o przyjęcie syna do szkoły motywowała następująco: Chłopiec jest trudny do prowadzenia, wymaga większej niż inni opieki, a moja opieka jako matki jest fikcją, ponieważ pracując w biurze jestem najwcześniej w domu o godz. 17.30. Pozostawiony cały niemal dzień sam sobie, o temperamencie wybujałym, przyczynia mi wiele trosk i kłopotów częstym niechodzeniem do szkoły. Według opinii władz szkolnych syn mój jest bardzo zdolnym dzieckiem. Marka do szkoły przyjęty, jednak ostatecznie został z niej wyrzucony po zaledwie trzech miesiącach za wywieranie demoralizującego wpływu na kolegów.

Relacja, która łączyła go z matką, była nie do końca zdrowa. Andrzej Czyżewski, brat cioteczny Hłaski, nazywał tę relację obustronną zaborczością. Pisał w biografii Marka: Maria Hłasko ogromnie kocha syna, ale nie radzi sobie z krnąbrnym i zbuntowanym chłopcem. Marek również bardzo kochał matkę, ale nie był w stanie zaakceptować konieczności dzielenia tej miłości z innym mężczyzną, więc gdy Maria ponownie weszła w związek, Marek zaczął prowadzić otwartą wojnę ze swoim nowym ojczymem.

Hłasko zakończył zatem swoją edukację w wieku lat 16. Był rok 1950, a w tym czasie istniał obowiązek pracy i dotyczył również osób nieletnich, jeśli się nie uczyły. 16-letni Marek, po przetestowaniu wielu niezbyt fortunnych pomysłów, zrobił kurs prawa jazdy, a następnie został kierowcą ciężarówki w bazie transportowej w Bystrzycy Kłodzkiej

W 1951 r. Marek wraz z matką i jej nowym partnerem sprowadza się z powrotem do Warszawy, gdzie nadal pracuje jako kierowca. Dodatkowo chłopak został mianowany terenowym korespondentem Trybuny Ludu - czyli kimś między lokalnym dziennikarzem a donosicielem. Jego interwencje, ujęte w zgrabnej, dowcipnej formie, najwyraźniej się spodobały, bo otrzymał od Trybuny Ludu nagrodę.  Była nią powieść Anatolija Rybakowa "Kierowcy", która w zasadzie była bezpośrednią przyczyną decyzji Marka o zostaniu pisarzem. Później mówił o tym tak: Była to pierwsza socrealistyczna książka, jaką przeczytałem; muszę przyznać, że wpadłem w osłupienie. Tak głupio i ja potrafię, powiedziałem sobie. I zacząłem. W ten oto spobób Partia uczyniła z kierowcy pisarza, by po latach tego samego pisarza wykląć i zniszczyć.

W 1952 roku został przyjęty do Związku Literatów Polskich. W następnym roku otrzymał od związku 3-miesięczne stypendium, które miało mu pomóc w przyszykowaniu się do zawodu pisarza. Porzucił wówczas pracę kierowcy i wyjechał do Wrocławia. Pracował nad Bazą Sokołowską i Sonatą Marymoncką. Tej drugiej nigdy nie ukończy. Obie mają wyraźne cechy tzw. produkcyjniaka. To gatunek powieści (powieść produkcyjna) lub filmu, realizujący założenia poetyki realizmu socjalistycznego, poświęcony tematowi socjalistycznej przebudowy kraju. Wzorce dla tego gatunku ukształtowały się w Związku Radzieckim i zostały proklamowane na gruncie polskim wraz z proklamowaniem socrealizmu. Za pierwowzór powieści produkcyjnej uznaje się utwór literacki Fiodora Gładkowa pod tytułem Cement z 1925. Akcja takich powieści rozgrywa się na placu budowy, w fabryce itp., gdzie realizowany jest tzw. plan sześcioletni. Produkcja, praca, jest tutaj wartością nadrzędną wobec jakichkolwiek innych, ponieważ pozwala zbudować nowe, socjalistyczne państwo. Są to typowe powieści z morałem, gdzie istnieje wyraźny podział na złych i dobrych bohaterów, a rzeczywistość jest polem walki między starym a nowym porządkiem. Bohaterowie pozytywni to członkowie kolektywu, wierni idei, poświęceni sprawom swojego miejsca pracy, pełni wiary i nieczuli na trudy, zawdzięczający swoje sukcesy Polsce Ludowej. Negatywni - to tzw. wrogowie klasowi, obcokrajowcy, agenci obcego wywiadu, przedwojenni kapitaliści, wrogowie ustroju. Rzecz jasna bohaterowie pozytywni zawsze zwyciężają. Motywy działania bohaterów negatywnych nie są w żaden sposób przedstawione czytelnikowi. Fabuła, wzorce postaci i przedstawione problemy są schematyczne. Wszechwiedzący narrator tłumaczy wprost czytelnikowi co jest dobre, a co złe.

"Baza Sokołowska" opowiada historię pracowników firmy transportowej na ulicy Sokołowskiej, kierowanej przez Rusteckiego. Głównym bohaterem jest Michał Kosewski, zwany Studentem, który dołącza do załogi. Podczas podróży do Wrocławia ich ciężarówka się psuje, ale Kosewski udaje się ją naprawić, imponując reszcie. Później, gdy musi samotnie odbyć długi kurs do Dzierżoniowa, również skutecznie naprawia usterkę, co zyskuje uznanie Rusteckiego.

Krytyk literacki Leszek Żuliński ocenia, że socrealistyczny charakter dzieła, w tym fragmenty agitacyjne, wpłynęły na to, iż autor „niezbyt to opowiadanie lubił i w późniejszych latach wolał o nim milczeć”. W posłowiu opowiadania Następny do raju (1957) sam autor wspomina Bazę i określa ją jako „hańbę swojego życia”.

Powieści produkcyjne powstawały w Polsce Ludowej od 1949 aż do odwilży w 1956. Filmy lub powieści tego gatunku powstawały we wszystkich państwach bloku wschodniego, w niektórych (Albania, Kuba, Rumunia, Wietnam) – nawet do końca lat 80. XX wieku.

Ze Związkiem Literatów Polskich wiąże się też wspomnienie opisane przez Konwickiego w Kalendarzu i Klepsydrze, a dobrze ukazujące szczególne pragnienie Hłaski do zwracania na siebie uwagi: Animował nas tam i czarował Mareczek Hłasko. Jednego wieczoru zniknął i nikt nie wiedział kiedy i na jak długo. Nazajutrz zjawił się zapłakany i załamany nieszczęściem:umarła mu córeczka. Wszystkie panie podniosły lament, zaczęła się bieganina, trzaskanie drzwiami, spazmatyczne szepty; ktoś leciał z walerianą, ktoś biegł z setką czystej, ktoś rozpoczął dyżur przy nieszczęśliwcu. Ruszyłem obejrzeć Marka, skonfundowany intensywnością obrzędu. Siedział na ganku ze spuszczoną głową, zanarły w geście rozpaczy i rezygnacji. Wokół niego sykały panie, nawołując do stosownej ciszy. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy przez grube łzy, i już wiedział, że ja wiem i on wie, że to nieprawda, bo Marek Hłasko nigdy nie miał dzieci. Tego typu zmyślone historie opowiadał od dzieciństwa. Czemu to robił? Nie wiadomo - bardzo możliwe, że pragnął być w centrum uwagi i wzbudzać w ludziach różne emocje względem siebie. Być może dorastając w okrutnym czasie wojny, gdy liczyło się przede wszystkim to, żeby przetrwać, i w równie niełatwych latach powojennych, wychowywany przez samotną matkę, która musiała pracować na kilka etatów, by jakoś związać koniec z końcem, Marek doświadczył dużego deficytu uwagi, troski, czułości. Po omacku szukał ich przez resztę swojego życia, często niestety plącząc się po drodze i wikłając życie swoje i innych.

W roku 1956 opublikowany zostaje Pierwszy krok w chmurach - zbiór opowiadań entuzjastycznie przyjęty przez czytelników i krytyków. Uznany został za manifest odradzającego się indywidualizmu. Nakład rozszedł się błyskawicznie, a autor otrzymał w 1958 roku przyznaną pierwszy raz po wojnie Nagrodę Literacką Wydawców za rok 1957.

Niektóre opowiadania mają wciąż pewne cechy socrealistycznej poetyki, ale pojawia się też motyw buntu przeciwko schematom i sztywności. Nie znajdziemy tu już optymizmu i zachwytu nad nową Polską. Zastępuje je wrogość i brutalność. Samotni i wrażliwi bohaterowie przeżywają egzystencjalne dramaty w aurze pesymizmu i rozpaczy. Monotonię szarej codzienności oraz gorzkie, pełne zakłamania realia PRL-u podkreśla potoczny język, nieunikający wulgarnych słów i środowiskowej gwarywyrosły z buntu przeciwko pozorowanemu optymizmowi lat 50. Opowiadania wyrażają tęsknotę za prawdziwym światem. Tendencje te nasilają się w późniejszej, emigracyjnej twórczości pisarza. Wiele opowiadań opiera się na antytezie – autor konfrontuje prawdę i kłamstwo, naiwną niewinność z pozbawioną złudzeń codziennością, miłość ze zdradą. Hłasko z brutalną szczerością ukazuje margines społeczny ze wszystkimi jego bolączkami: prostytucją, alkoholizmem, prymitywizmem. Nie ogranicza się jendak tylko do opisu. Opisywane zjawiska poddaje także analizie socjologiczno-psychologicznej.

Ten zbiór opowiadań jest uznawany za głos Pokolenia ’56, inaczej zwanego "Pokoleniem Współeczesności". To pokolenie artystów debiutujących właśnie około roku 1956. Były to obok Marka Hłaski, postaci takie jak: Andrzej Bursa, Stanisław Grochowiak, Ernest Bryll, Jerzy Harasymowicz, Halina Poświatowska czy Edward Stachura, oraz poeci od nich starsi, którzy nie opublikowali swojej twórczości w okresie socrealizmu: Miron Białoszewski i Zbigniew Herbert. Do pokolenia zalicza się także Wisławę Szymborską i Tadeusza Nowaka.

Swoją obecność Pokolenie '56 zaznaczyło nie tylko w literaturze, ale także w filmie (tzw. czarny dokument, polska szkoła filmowa, filmy Wajdy, Kutza, Munka), w teatrze (Grotowski, Tomaszewski), plastyce (wystawa w Arsenale w 1955 roku) oraz w muzyce. Termin Pokolenie Współczesności został sformułowany po raz pierwszy przez krytyka literackiego Jana Błońskiego w 1961 roku, i miał mieć, według niego, charakter pejoratywny, badacz zarzucał bowiem twórcom tego pokolenia brak wspólnego programu, bezideowość i mitologizowanie rzeczywistości. Termin ten jednak szybko utrwalił się w polskiej krytyce literackiej, tracąc swój negatywny wydźwięk. Pokolenie to uważane jest dzisiaj przez badaczy za bardzo istotne w rozwoju literatury polskiej XX wieku. Wspólną cechą owej generacji był swoisty bunt wobec formuły intelektualno-refleksyjnej i uwolnienie swobodnej wyobraźni. Można powiedzieć, że wyodrębniły się tu dwa główne nurty – jeden wywodzący się z awangardy, drugi natomiast sięgający do wzorców klasycznych, choć niejednokrotnie oba są wykorzystywane przez jednego twórcę. Z pewnością mamy tu do czynienia z buntem wobec estetyki socrealizmu i propagandzie. Stąd wielkim powodzeniem cieszył się turpizm (czyli wprowadzanie do utworów elementów brzydoty) jako wyraz powrotu do prawdy, a także solidarności ze światem nieudanym i kalekim.

Artyści Pokolenia '56 często mierzyli się z zarzutami, że w ich sztuce jest zbyt wiele brutalizmu, brzydoty, wulgarności mroku i nihilizmu. Sam Marek Hłasko, odnosząc się do tych zarzutów, powiedział w wywiadzie (0:32, 2:44):

Mnie zawsze zarzucają nihilizm. W "Sztandarze Młodych" przeczytałem taki jakiś list drukowany olbrzymimi literami: WBREW KSIĄŻKOM SAGANKI I HŁASKI WIERZĘ W MIŁOŚĆ. Rozumie pani: „Wbrew książkom (…) Hłaski wierzę w miłość”, podczas gdy ja przynajmniej trzy czwarte wszystkiego napisałem właśnie o ludziach, którzy się kochają naprawdę i szczerze, a ich największą tragedią jest to, ze nie mogą być razem, że nie są razem. Przykładem choćby „Ósmy dzień tygodnia” czy „Pierwszy krok w chmurach”, więc ja naprawdę nie mam nic wspólnego z nihilizmem, jak również nie chcę epatować brutalnością czy erotyzmem. Naprawdę chciałbym na miarę swoich możliwości i swoich zdolności przekazać prawdę o sobie, swoim czasie. A że ta prawda tak wygląda, a nie inaczej? Nikt mnie nie pytał o zdanie przy stworzeniu świata, ja za to nie ponoszę odpowiedzialności.

Każdy pisze jak potrafi. Dla mnie miasto mojej młodości, Warszawa, zawsze będzie miastem, gdzie ludzie nie mają gdzie mieszkać, gdzie są rozgoryczeni, gdzie nie ma mowy o żadnej piosence, gdzie pijak idzie ulicą, gdzie jest bójka - no cóż ja mogę na to poradzić?(...) Ja nie jestem cynikiem - cynizmem była literatura socrealizmu. Mnie można zarzucić wszystko, ale ja nie piszę nieprawdy.A to, że prawdę w jakiś sposób wyjaskrawiam? No to już jest po prostu sprawa rodzaju talentu.

"Pierwszy krok w chmurach" staje się wydarzeniem sezonu, Hłasko z miejsca staje się rozpoznawalną i bardzo popularną osobą. Ma 22 lata.

W roku 1957 Marek Hłasko pisze powieść ,,Natępny do raju". Pod pierwotnym tytułem Głupcy wierzą w poranek ukazywała się w odcinkach od stycznia 1957 roku w tygodniku "Panorama". Tak samo jak w ''Bazie sokołowskiej" akcja rozgrywa się w bazie transportowej, jednak tak jak pierwsze spełnia funkcję propagandową, tak drugie przedstawia władzę w negatywnym świetle i opisuje wady poszczególnych bohaterów. Zdaniem krytyków literackich oba dzieła są autobiograficzne, opowiadają tę samą historię na dwa różne sposoby w zależności od obowiązujących ówcześnie prądów literackich. Jest to opowieść o ludziach pozbawionych nadziei, kierowcach ciężarówek pracujących w górach. Główną postacią powieści jest Warszawiak. Obciążony jest przeszłością i wyrzutami sumienia, swoistym fatum. Owo fatum ciąży zresztą na wszystkich bohaterach górskiej Bazy, uciec bowiem z niej nie sposób. Zamieszanie wśród mężczyzn wywołuje kobieta, nierozumiejąca męskiego punktu widzenia i nierozumiana przez żadnego z bohaterów, próbująca po kolei przeciągać na swoją stronę kolejne osoby, z którymi mogłaby wyjechać. Na podstawie powieści w 1958 roku powstał film Baza ludzi umarłych w reżyserii Czesława Petelskiego.

W 1958 r. na podstawie opowiadania Hłaski ,,Pętla" powstaje również film w reżyserii Wojciecha Jerzego Hassa. 'Pętla" to przerażające studium nałogu. Fabuła opowiada historię alkoholika, który zamierza się leczyć. Mają razem pojechać do kliniki, jednak wcześniej bohater musi spędzić cały dzień sam i nie poddać się przemożnej chęci napicia się wódki. Ostatecznie jednak, po serii telefonów od przyjaciół i znajomych, którzy gratulują mu decyzji o rozpoczęciu leczenia, nie wytrzymuje, opuszcza dom i upija się. W obliczu siły nałogu, decyduje o samobójstwie, zrywając kabel telefoniczny i wieszając się.

W tym samym roku 24-letni Marek wyjeżdża z Polski do Paryża. Planował zostać tam na maksymalnie rok. Przed wyjazdem zaręczył się z Agnieszką Osiecką, planowali po jego powrocie wziąć ślub.  Tam nawiązał współpracę z paryską „Kulturą” – emigracyjnym pismem Jerzego Giedroycia, dzięki któremu mógł wydawać swoje ocenzurowane w Polsce opowiadania: ,,Następny do raju" i „Cmentarze”. Wskutek tego władze w Polsce oskarżyły go o antykomunizm i podjęły  decyzję, że Hłasko nie może już wrócić do ojczyzny. Wówczas w Trybunie Ludu ukazał się potępiający Hłaskę artykuł, zatytułowany Primadonna jednego tygodnia:

„Na międzynarodowym rynku literatury antykomunistycznej pojawiło się nowe nazwisko – Marek Hłasko. Pupil znacznej części naszej zdezorientowanej krytyki, laureat Nagrody Wydawców, opublikował w Paryżu, u emigracyjnego nakładcy książkę złożoną z dwóch opowiadań: «Cmentarze» i «Następny do raju».

Wobec szumu, jaki w związku z tym podnoszą niektóre pisma i zachodnie rozgłośnie, «Trybuna Ludu» przypuszcza, że Hłasko «ma szansę zostać na Zachodzie primadonną jednego tygodnia»”.

Jest to początek dyskredytującej pisarza kampanii prasowej, która doprowadzi do odmowy przedłużenia mu paszportu.

W Paryżu jednak zaczął imprezować na potęgę, a w jego życiu pojawiła się następna kobieta - Sonia Ziemann, i to z nią ostatecznie Marek wziął ślub. Niemiecką aktorkę poznał rok wcześniej na planie filmu Ósmy dzień tygodnia (na podstawie jego opowiadania). Ostatecznie wraz z Sonią zamieszkali w Niemczech, gdzie Marek złożył wniosek o azyl. Cały czas jednak tęskni za Polską i próbuje wrócić do ojczyzny - ale na swoich warunkach. Nie chce blagać władzy o przebaczenie. Często jednak mówi, że poza Polską nie potrafi żyć. Mówił: najszczęśliwszy byłem w Polsce, kiedy chodziłem w porwanych portkach.

Jeszcze przed ślubem z Sonią, ale już będąc zaręczonym, wyjeżdża do Izraela, gdzie poznaje piękną Żydówkę -Ester, w której zakochuje się i wdaje się z nią w romans. Jej też się oświadczył, ale jej rodzice nie wyrazili zgody na ślub, mówiąc, że Marek nie jest godzien ich córki. Jego opinia pijaka i łajdaka sięgnęła już Izraela. Ostatecznie wrócił do Soni i się ożenił. Rozwiódł się z nią w 1967 roku.

Podróż do Izraela była bardzo istotna dla twórczości Hłaski. Dała początek tzw. opowiadaniom izraelskim – cyklowi utworów, których akcja rozgrywa się właśnie tam. (Należą do nich W dzień śmierci jego, Wszyscy byli odwróceni, Drugie zabicie psa, Nawrócony w Jaffie. Opowiem wam o Ester).

W Niemczech w ciągu kilku lat wydał kilka książek - przede wszystkim Pięknych dwudziestoletnich, czyli opowieść o samym Marku (powieść jest w dużej mierze autobiograficzna, a zarazem będąca literacką autokreacją), jego przemyśleniach, ludziach żyjących w czasach gomułkowskich. Książka ta ostatecznie przypieczętowała jego opinię zdrajcy, mówi bowiem o sprawach niewygodnych lecz prawdziwych, jak izolacja Polski od Zachodu, cenzura, brak wolności. Książka ukazuje realia życia, zwłaszcza literata, w tym trudnym dla Polaków okresie. Przytacza zdarzenia, które były jego udziałem, jak choćby utrudnianie mu wyjazdu na Zachód czy też powrotu do Ojczyzny. W Polsce książka ukazała się dopiero w 1988 roku. Wcześniej komunistyczna cenzura nie dopuściła jej do druku. Marka Hłaskę skazano w PRL-u na literacki niebyt.

W tym czasie u Hłaski niestety rozwija się też uzależnienie od barbituranów i pogłębia się nałóg alkoholowy. Pogarsza się znacznie jego zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne. W latach 1963 - 1965 aż 242 dni spędza w różnych klinikach i sam siebie nazywa pisarzem przeklętym.

Nie czuł się dobrze na emigracji, ale do Polski coraz ciężej było wrócić, bo dla świata stał się głosem intelektualnego oporu wobec komunizmu.Głosem, który trafiał do wielu, bo jego książki były tłumaczone na wiele języków. Mówiło się nawet, że pod koniec lat 60. był brany pod uwagę jako kandydat do Nagrody Nobla.

W roku 1966 wyjechał do USA, ściągnięty przez Romana Polańskiego, który chciał z nim nawiązać współpracę, ale ostatecznie zmienił zdanie. W Stanach doszło do tragicznego w skutkach zdarzenia - podczas powrotu Marka i jego przyjaciela Krzysztofa Komedy z baru doszło do wypadku. Panowie byli pod wpływem alkoholu; Krzysztof potknął się, Marek próbował wziąć go na plecy, ale również się przewrócił, w wyniku czego Krzysztof uderzył się mocno w głowę. Po killku miesiącach poczuł nagły ból głowy i trafił do szpitala. Skrzep naciskał na mózg. Lekarz wymienił uraz głowy w przeszłości jako prawdopodobną przyczynę tego stanu rzeczy. Niestety Krzysztof Komeda zmarł. Marek nie mógł się z tym pogodzić - obwiniał się o tę śmierć.

W USA Marek miał szansę na wielki sukces. Rozmawiał z Nicolasem Rayem, twórcą Buntownika bez powodu o ekranizacji jego powieści. Zaprzepaścił tę szansę...uwodząc żonę reżysera, który ich przypadło. W ten sposób rozpadło się małżeństwo Marka z Sonią, Rayów, a także bezpowrotnie przepadła szansa na świetną współpracę, która mogła zaowocować powstaniem w Hollywood filmów na podstawie utworów Hłaski...

Po tej serii złych wydarzeń, w 1969 roku Hłasko wraca do Europy. Skupia się wyłącznie na pracy, miesiącami nie wychodząc z mieszkania. Aż nagle dochodzi do pozytywnego przełomu - Hłasko podpisuje kontrakt z niemiecką telewizją ZDF. Miał dostarczać przez 5 lat scenariusze związane z tematyką izraelską. Poleciał do Izraela. Odnowił kontakt z Ester, zacząeli się spotykać, miłość ponownie rozkwitła. Planowali ślub.Wszystko wyglądało dobrze - Marek musiał tylko na chwilę odwiedzić Niemcy, by spotkać się z reżyserem telewizji. Spędza noc w jego mieszkaniu, w kieszeni ma już bilet na lot powrotny do Izraela, który miał odbyć następnego dnia. Nigdy jednak już się nie budzi. Zażył środki nasenne - wcześniej pił whisky. Dla permanentnie zatruwanego organizmu nie trzeba było wiele, by przekroczyć śmiertelny próg. Rano 35-letniego Marka Hłaskę znaleziono martwego. Został pochowany w Niemczech, później jego prochy sprowadzono do Polski i pochowano na Powązkach.

Pod koniec lat 80. Hłasko stał się modny w Polsce. Poraz pierwszy bez ingerencji cenzury ukazały się wszystkie jego dzieła. Książki Hłaski trafiły nawet na listę lektur obowiązkowych w szkole.

Gdyby Marek nie wyjechał do Paryża, najprawdopodobniej ożeniłby się z Osiecką. Już po jego śmierci, jego dawna narzeczona napisała o nim wiersz, któremu dała tytuł Konieczny. Zwraca się w nim do swojego również nieżyjącego już ojca, który swego czasu sprzeciwiał się ślubowi Agnieszki i Marka, prosząc go, by się w zaświatach pogodzili:

...tak że ja w końcu wiersze piszę

wiem, że nie chciałeś tego, tato.

Ty wszystkie znaleś klawisze...

Nie pomogło.I dzięki Ci za to.

...to samo przyszło.

Z niekochania. Czy z kabaretu.

Jak w serce igłą.

Nie. Na to nie ma biletów.

...tak że ja w końcu z Polską jestem.

Wiem, żeś nie tego dla mnie chciał.

Cóż, są adresy gorsze jeszcze.

I jest aut.

...ja bym i do was napisała,

gdyby to pisać było można...

Nie, ja nie jestem nieśmiała.

Tylko ostrożna.

Pozdrów tam babkę, chłopców, dzieci.

Wytłumacz, jeśli trzeba.

Z Was także nie Wszyscy Święci.

Chcesz? To nakruszę Ci chleba.

...z Moim się pogódź

Wiem, że go dla mnie nie chciałeś.

Dopiero śmierć jak powódź

na jednej zbiła Was skale.

Miał bardzo dużą chęć do wódki.

Znał bary w Piszach i Padwach.

Lecz piją, tato, ludzie smutni.

Prawda?

Niekiedy wilkiem się przezywał.

Lecz wilkiem nie był. Raczej chciał być.

Gdy cały naród raźnie śpiewał,

wolał zawyć.

Ja, jeśli o mnie chodzi,

nie przyszyłam mu nawet guzika.

Siedzi gdzieś  we mnie leń czy złodziej

o duszy kłusownika.

...żył tu więc chłopiec

jak wędrująca gwiazda.

Calutkiej on Europie pokazał minę błazna.

Talentu nam zostawił

zaledwie kruchy okruch.

Jak gdyby tu, w Warszawie,

ten talent ktoś mu otruł.

...pamiętasz, jak nam było wstyd?

On tułał się jak prosty Żyd.

On, co mógł chodzić w amarantach,

to tu, to tam wystawiał łeb.

Dajże mu wódki,

daj na chleb.

...na plażach, gdzie dojrzewa krab,

w kraiku, co się trzyma map

jak mucha tarczy,

zostawił garść najświętszych słów -

i to wystarczy.

Mnie - jak niewiele świat ten ziścił!

Wy obaj, piękni egoiści,

gdzieś wśród nie-dróg, nie-łąk, nie-liści,

a ja -

pół pisarz i pół wół.

Niepełne serce, pełen stół.

Ty miałeś długie życie, tata,

on ma dwa groby we dwóch światach.

Ma dwa groby, a nie miał domu.

Przebacz, jak dobremu komu.

Cóż ja wam winna? -

Dwa różańce.

Ferajna tańczy

I ja tańczę.

Bibliografia:

1.     Barbara Stanisławczyk, Miłosne gry Marka Hłaski, Dom wydawniczy REBIS, Poznań 2024.

2.     Henryk Rozpędowski, Był chamsin, Aneks, Londyn 1994.

3.     Marek Hłasko, Listy, Agora, zebrane przez Andrzeja Czyżewskiego, Agora 2014

4.     Krzysztof Kąkolewski, Jak umierają nieśmiertelni, Iskry, Warszawa 1986.

5.     Andrzej Czyżewski, Piękny dwudziestoletni. Biografia Marka Hłaski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.

6.     Marek Hłasko - fragmenty wywiadów Polskie Radio, RWE. Dostępne na Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=VF2z3Iz1tq8&t=267s

7.     Film "Piękny dwudziestoletni" - reż. Andrzej Titkow, dostępny online: https://www.youtube.com/watch?v=Es1DnbGvvJo&list=RDQMQNgiW_RUqEE&index=2

8.     Polskie Radio 24, artykuł Socrealizm w literaturze polskiej. "Bumelanci", stonki ziemniaczane i "pryszczaci" dostępny online: https://www.polskieradio.pl/39/156/artykul/2887235,socrealizm-w-literaturze-polskiej-bumelanci-stonki-ziemniaczane-i-pryszczaci

9.     Encyklopedia Internautika, hasło Pokolenie 56 zwane też pokoleniem współeczesności, dostępne online: https://encyklopedia.interia.pl/literatura-polska/news-pokolenie-56-zwane-tez-pokoleniem-wspolczesnosci,nId,2086607

10.  Marek Hłasko, Piękni, dwudziestoletni, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2020.

google-site-verification: google4aebcb7c9a4e06c8.html