Jolanta Maria Grotte z d. Rylska


Joanna Maria Grotte - biogram i teksty autorskie

BIOGRAM

Jolanta Maria Grotte z d. Rylska

         Urodzona w Warszawie, tu mieszka i tworzy. Jest autorką tomiku wierszy „Moje kartki z kalendarza”(2013) i powieści: „Marianna, Maria iiiiii......(2015), Halo… Proszę…! Słucham…? (2017). 
        

          Jej różnorodna twórczość została dostrzeżona i uwzględniona w kilkunastu antologiach-almanachach klubów, grup literacko-artystycznych, również w pięciu międzynarodowych.   Jej wiersze, opowiadania, fragmenty powieści były publikowane w Kwartalniku Społeczno-Kulturalnym STK „Własnym Głosem”. Należy do Klubu Literackiego „Nasza Twórczość” Stowarzyszenia Wspólnota Polska, Warszawskiego Stowarzyszenia Twórców Kultury, od którego za swoją twórczość i działalność społeczną otrzymała Srebrną Odznakę Stowarzyszenia (2015), Klubu Literackiego „Metafora” przy Ośrodku Kultury „Arsus”.   Od grudnia 2016 r. jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. W październiku 2017r. w XV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim i Literackim im. Ks. kan. Józefa Jamroza „O autentyczną wiarę” i „O ludzkie serce człowieka” w kategorii proza za opowiadanie „Kolejna wizyta” otrzymała II nagrodę.

           Twórczość swoją prezentuje w Bibliotekach i Domach Pomocy Społecznej.      W 2015 i 2017r. była gościem programu „Spotkajmy się” Radia Warszawa prezentując swoje wiersze i opowiadania.   Jest członkiem Amatorskiej Grupy Teatralnej „Przez godzinkę”.

Kontakt: jolanta.grotte@wp.pl

 

 

TEKSTY AUTORSKIE

Jolanta Maria Grotte

Zza szyby

(pandemia 2020r.)

Próbuję dostrzec wiosnę
W marcowym oknie
Szczelnie zamkniętym grozą.
Szary widok przeraża pustką.

Nie widać przechodnia…jak wczoraj.
Czasem tylko przeleci czarny kruk,
Ciemnym skrzydłem zaznaczy wiosenne niebo.
Czuję oddech więziennej celi.

Puste place zabaw,
Umilkł warkot samochodów.
Drzewa zastygłe smutkiem,
Przestał nawet kołysać wiatr.

Tam za szybą…czai się zło.

Patrzę na moje miasto z troską,
Przymrużone powieki nie pokazują łez.
Nie wychodzę…
Pustynna cisza wypełnia serce trwogą.

Niepokój wciąż krąży wokół.
Tęsknota za drugim człowiekiem zwycięża.
Powoli uchylam okno.
Powietrze pachnie wiosną.

Kiedy znów ujrzę…
Szczęśliwy świat w moim oknie?

                                           (Z tomiku Poza źrenicą 2022)


***

Epitafium

Pamięci

Krzysztofa Grotte

13.01.2020 r.


***

Dziś…
Szukam ścieżki
Do Ciebie Panie
Błądzę w ciemnościach
Na rozstajach myśli
Szukam światła
Nie mając siły na nic


Jednak
Jesteś przy mnie
Twoja bliskość
Dodaje mi odwagi
By…
Na drugą stronę
Przejść


Po tamtej stronie
Gdy będę
Poczuję ciepło i jasność
Nieprzerwany ból zniknie
Słońce pieścić będzie
Nieustannie duszę


Tam wysoko u Ciebie


Będę żył…
…odnajdę spokój



***

Serce
Spokojem zajęte
Staje
Pomału oddycham
Uwolniony od bólu
Zaciera się obraz świata
Odchodzę tam
Gdzie jasność



Dar od losu

 

Chciałabym podarować Ci słońce
Każdego ranka, gdy budzi się dzień,
Zdjąć szczęśliwe gwiazdy
Z płaszcza granatowej nocy.

 

– Cóż mogę Ci dać?

 

Miłość, kwiaty, dobre słowa,
Pocałunkiem rozpocząć dzień?
Za Twój zapach,
Który zawsze jest przy mnie.

 

Jak figurka woskowa 
Zastygam w bezruchu,
By nie spłoszyć piękna chwili.

 

– Jesteś najlepszym prezentem,
Który wręczył mi los…

 

…Mamo!

 

 

                                 Jolanta Maria Grotte

                                 (Z tomiku Dwie strony)

Mała czarna

 

Ozdobiona
Białym szalem
Z aromatem

 

Każdego ranka
Witam z nią dzień

 

Gdy po nią sięgam
Rozbujana
W fajansowej filiżance
Pobudza myśli

 

Zakołysana jak kobieta
W rytmie tanga
Odpędza sen
Dając jasność spojrzenia

 

Wieczorem
spotykamy się ponownie
Ubrana inaczej
Zachwyca oczy

 

Mała czarna
Elegantka
Wtulona w ramiona
Porcelanowego cacka

 

Jej oddech
Kołysany światłem świecy
Tańczy walca

 

Wystarczy
Dotyk ust
Jej smak
Przymykam oczy
Zasypiam…

 

…by znów rankiem…poczuć zapach tanga.

 

                                    Jolanta Maria Grotte

                                   19.01.2020


Zapukał wieczór do okna,

Świętym światłem z wysoka.

Zaprosił Rodzinę, przepędził zło,

Zapachniało choiną.

 

Ubrana w Wigilijne szaty,

Cudowna jak panna młoda,

Słucha śpiewu o stworzeniu

Nowego pięknego świata.

 

Słowa kolędy noc niesie

Po miastach i wioskach świata.

Radością wypełnia serca

Nowina o przyjściu Pana…

 

 

Hej do szopy, hej do szopy Pasterze!


Jolanta Maria Grotte


 Almanach XII/2019

 

Pechowe popołudnie

 

Dzień niby, jak co dzień, ale to, co zdarzyło się tego pamiętnego popołudnia, Alicja zapamięta na zawsze.

Lato, jak co roku było upalne. Lipcowe słońce w wielkim mieście Warszawa nie dawało ludziom wytchnienia, również roślinom, które cierpiały od jego gorąca, sprawiając wrażenie nieżywych. Żar, jaki lał się na ziemię nie dawał nikomu normalnie oddychać i funkcjonować. Przechodnie w zwolnionym tempie przemieszczali się po chodnikach stolicy. Jedynie młodych ludzi i w średnim wieku można było dostrzec śpieszących do szkół, uczelni i miejsc pracy. Nawet samochody jeździły wolniej, a powietrze niemrawo falowało nad jezdnią, jakby w wielkiej gorączce.

 

W tym wielkim skwarze jakim zaczynał się dzień, Alicji udało się chwilami dostrzec wśród przechodniów ledwo idące starsze osoby, obładowane siatkami pełnymi zakupów. Nagle jej wzrok przyciągnęła staruszka, która na przejściu dla pieszych zachwiała się i o mało nie upadła. Alicja z przerażenia zadrżała na ten widok. Poczuła bolesne, wewnętrzne ukłucie i jakby na chwilę stanęło jej serce. Obserwując kobietę, zauważyła, jak młody chłopak, pewnie śpieszący na uczelnię, natychmiast podbiegł do niej i przytrzymał. Odetchnęła z wielką ulgą, gdy zobaczyła, jak w ostatniej chwili złapał ją pod rękę, a potem doprowadził do klatki schodowej domu, w którym pewnie mieszkała. Alicja dość długo stała przy oknie w pomieszczeniu na drugim piętrze wieżowca. Tu od kilku lat pracowała razem z mężem Janem, prowadząc biuro rachunkowe. Korzystając z tego, że nie ma jeszcze interesantów, stała wpatrzona w ruch uliczny często spoglądając na zegarek. Szukała wzrokiem Jana. – Już dziewiąta, a jego jeszcze nie ma, pomyślała, obracając nerwowo obrączkę na palcu. Zawsze tak robiła, gdy była niespokojna. – Czemu go tak długo nie ma, przecież wie, że muszę na chwilę wyjść. Ciągle zadawała sobie to pytanie.

 

Denerwowała się ogromnie wpatrując się w podwórze i równoległą do niego ulicę. Nagle zauważyła jak ciemne, grafitowe auto podjechało pod budynek. – To jej Jan, no… nareszcie – pomyślała, otwierając szeroko okno, by wychylić się i pomachać mu ręką, by ją zauważył. Nawet krzyknęła głośno:

– Janku!, Janku! Wypuszczając w tym momencie długopis z ręki.

Jan zajęty oglądaniem auta nie dosłyszał jej słów. Dopiero po chwili gdy dochodził do klatki schodowej, spojrzał odruchowo w górę i dostrzegł Alicję mocno wychyloną z okna, która dawała mu znaki ręką, by się pośpieszył. Nowoczesna, całkowicie przeszklona winda szybko dowiozła go na drugie piętro. W drzwiach wejściowych do biura stała niespokojna Alicja, gryząc czubek długopisu.

 

– Janku, co tak długo? Tyle czasu ci zajęło umawianie się w serwisie „Rovera”?

– Alicjo, miałem dużo szczęścia. Od razu zrobili mi pierwszy przegląd auta. Nie musiałem zapisywać się i czekać kilka dni. Okazało się, że w serwisie pracuje mój kolega, z którym chodziłem do technikum. Nie poznałem go, bardzo się zmienił, to on pierwszy podszedł do mnie. Minęło już 20 lat od matury, może więcej, nie pamiętam dokładnie. Zaraz, zaraz, w tym roku przeszło 23 lata. Kawał czasu Alu. Witek miał „okienko” i od razu mnie przyjął. Czekałbym tydzień albo może dłużej, gdybym się zapisał.

– Jak tak, to dobrze – uspokoiła się Alicja. Powiedz w skrócie jak było, bo jak wiesz, zaraz wychodzę. Dzwoniłam do mamy i obiecałam, że zrobię jej zakupy. Jest mi po drodze i grzechem by było, nie wstąpić do niej. Wiesz, jak ona zawsze czeka na nas. Nie chcę, by sama w taki skwar wychodziła na ulicę. Czujesz jak gorąco się robi? Janku, idę już, bo coraz cieplej i nie ma dosłownie, czym oddychać. W hurtowni kupię tylko segregatory, tak jak wczoraj uzgodniliśmy, potem zajrzę na chwilę do mamy. Zaniosę jej zakupy, które w międzyczasie zrobię.

– Alu, sam przegląd trwał krótko, bo to nowe auto. Podłączyli go do komputera i wszystko mieli jak na dłoni, a że nie było odchyleń od normy, od razu podstemplowali mi książkę samochodu i zarejestrowali auto na następne dwa lata. Alu, to mycie samochodu tyle czasu zajęło. Myli ręcznie. Chłopaki uwijali się, bo wiedzieli, że mi się śpieszy. Dałem im na piwo i potem jak skończyli robotę, od razu przyjechałem. Długo to trwało, ale teraz możemy jeździć bezpiecznie. Zmienili olej, sprawdzili to co trzeba i umyli samochód. Zobacz jak lśni, wyjrzyj przez okno. Wiesz, mycie zajęło więcej czasu niż sam przegląd i rejestracja, uśmiechnął się, gdy zobaczył jak żona ciepło patrzy na niego.

 

– Nie będę wyglądać, już wychodzę, obejrzę je na dole – powiedziała szybko wkładając na głowę płócienny kapelusz z dużym rondem. Miała już wychodzić, gdy do drzwi zapukał pierwszy interesant.

– Proszę – powiedzieli jednocześnie. W drzwiach ukazała się kierownicza sklepu spożywczego, wysoka, elegancka blondynka. Jej sklep był po drugiej stronie ulicy. W ręku trzymała faktury, które raz w tygodniu dostarczała do biura. Alicja i Jan od dwóch lat prowadzili jej księgowość.

– Proszę, pani Zosiu – odezwała się Alicja kierując do niej serdeczny uśmiech. – Ja muszę wyjść, ale mąż się panią zajmie równie dobrze jak ja, przepraszam nie będzie mnie około dwóch godzin. Ja potem wezmę resztę pani faktur i skończę je księgować. Widząc jej wielkie zdziwienie szybko dodała. – Mąż się panią zajmie nie gorzej niż ja – powtórzyła jeszcze raz. Uśmiechając się ciepło wzięła książkę samochodu i kluczyki z biurka. Pocałowała męża w policzek, odwróciła się do pani Zofii i dodała. – Zostawiam panią w dobrych rękach, proszę się nie martwić, mąż też umie liczyć. Zażartowała wywołując głośny śmiech Jana i Zofii.

– No już dobrze, dobrze, powiedział Janek otwierając żonie drzwi. – Tylko jedź ostrożnie!    Zdążył tylko krzyk-nąć, gdy drzwi trzasnęły za Alicją. Wybiegła tak szybko z biura, jak letni wiatr przed burzą.

 

Wsiadła do samochodu, ustawiła lusterko wsteczne, włożyła kluczyk do stacyjki, by uruchomić auto. Cudowny zapach, jaki rozchodził się w środku pojazdu, natychmiast obudził jej zmysły. W aucie pachniało nowością i wanilią, którą uwielbiała. Poczuła się wspaniale. Żółta, mała choineczka przywieszona tuż przy nawiewie, przy kierownicy roznosiła po całym wnętrzu pojazdu przepiękny aromat wanilii. Był to jej ulubiony zapach, który zawsze przywoływał drogie wspomnienia sprzed lat. – Nawet o tym nie zapomniał, pomyślała uśmiechając się sama do siebie. Włączyła klimatyzację, schylając się, pochyliła nieco głowę, by spojrzeć w przednią szybę. W oknie ujrzała Janka, który obserwował jak rusza. Mrugnęła światłami dwa razy. W odpowiedzi, Jan pomachał ręką dając znak, że ją widzi. Ruszyła ostro spod budynku wielkiego wieżowca. Uśmiechnął się lekko pod nosem, co zauważyła stojąca obok pani Zofia.

– Poproszę faktury – rzekł wyciągając po nie rękę.
– Już się biorę do pracy.

 

Wprawdzie była już połowa lata, ale Alicja nie dopuszczała myśli, że niedługo się skończy. Nie zauważyła, jak dojechała do hurtowni. Kupiła segregatory do biura, zapakowała je szybko do bagażnika i czym prędzej pojechała do mamy zawieźć jej zakupy, które zrobiła wcześniej po drodze. Warszawa była opustoszała, był to okres urlopów i przerwy wakacyjnej dla dzieci i uczącej się młodzieży. Alicja lubiła ten czas. Wtedy swobodnie czuła się za kierownicą. Opustoszałe ulice należały tylko do niej. Mimo że robiło się bardzo gorąco, Alicja wyłączyła klimatyzację. Otworzyła do połowy okno w samochodzie. Chciała poczuć letni wiatr. Bardzo lubiła jeździć w upalne dni z otwartym oknem w samochodzie. Wiatr natychmiast wdzierał się do środka i śpiewał do jej ucha swoje melodie, targając przy tym włosy i delikatnie muskając twarz. Lubiła ten szczególny zapach letniego wiatru i właśnie dziś, choć była to już połowa lata, poczuła go chyba najmilej.

Znów się zamyśliła, ale widok znajomego budynku, w którym mieszkała jej matka od razu przerwał jej chwilowe zadumanie. Matkę zauważyła już z daleka, siedzącą na balkonie jej mieszkania na parterze. Uśmiechnęła się na jej widok, widząc jak wypatruje jej samochodu.

 

– Mamuś, dzień dobry – powiedziała już w drzwiach wejściowych dźwigając wielką siatkę z zakupami.

– Dziecko! – krzyknęła matka, gdy zobaczyła pełen stół wyłożonych produktów. – Alu, to za dużo jak dla mnie jednej – powiedziała łapiąc się za głowę. Zabierz połowę, proszę. Z Janem zjecie, bo u mnie się zestarzeją i będzie trzeba potem to wyrzucić. A to grzech.

– Mamuś w sklepie patrzyłam na terminy ważności każdego produktu. Jest odległa data przydatności do spożycia, nie martw się. Ja przynajmniej będę spokojna, że masz pełną lodówkę jedzenia. Przyjadę dopiero w piątek. Tego lata upał wszystkim doskwiera. Lepiej mieć w domu więcej żywności i nie wychodzić na taki skwar
 – dodała wycierając chusteczką spocone czoło.

– No dobrze, Alu – zgodziła się, patrząc na córkę. –Widzę, że jesteś zmęczona, może odpocznij trochę i połóż się na tapczanie. Zdejmij klapki i wyciągnij nogi – powiedziała, gdy zauważyła, że córka szykuje się do wyjścia. – Proszę napij się, chociaż łyk zimnej wody, a potem jedź do pracy, bo widzę, że się śpieszysz. Wiem, Jan czeka, nie może być sam w biurze, zawsze to raźniej być razem. Wiesz, jakie teraz różne, dziwne historie się zdarzają. Co za czasy? Ja, gdy byłam młoda, całe pranie wieszałam na podwórku i ani jedna sztuka nigdy nie zginęła. A teraz, muszę pilnować prania na swoim balkonie.

 

W mieszkaniu matki było dość chłodno. Okna pokoju, w którym siedziały wychodziły na północ. Było już późno, w radiu słychać było hejnał mariacki, który oznajmiał, że to już południe. Alicja dopiła wodę ze szklanki. Całując matkę szepnęła jej do ucha.

– Biegnę już, bo Jan czeka. Bądź zdrowa moja mamuś.

Wzięła do ręki jej starą dłoń, uniosła i pocałowała. Tak zawsze żegnała się z matką. – – Biegnę mamuś, zadzwonię wieczorem. Pa!

 

W pośpiechu wyszła z mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Zawsze gdy była już na podwórzu, oglądała się w stronę okna mieszkania matki. Matka stała na balkonie machając do niej ręką. Tak było za każdym razem, gdy Alicja wychodziła od niej. Spoglądając na zegarek, czym prędzej wsiadła do samochodu. Spieszyła się. Dochodziła trzynasta.

– Och, jak późno – pomyślała. Zapaliła silnik i włączyła od razu klimatyzację. W samochodzie było bardzo gorąco, jak w piecu. Żar buchnął, gdy tylko otworzyła drzwi, bo samochód stał w pełnym słońcu. Ruszyła ostro z miejsca. Nacisnęła centralny zamek drzwi i wszystkie w mig się zamknęły. Tak zawsze robiła, gdy sama jechała samochodem, by czuć się bezpiecznie. Na ulicach Warszawy był już większy ruch niż rankiem. Taksówki, autobusy, samochody ciężarowe i osobowe przemieszczały się żwawo. Zatrzymała się na światłach przy skrzyżowaniu ulicy Grójeckiej z Korotyńskiego.

 

Tuż przed nią stał duży samochód dostawczy. Natychmiast spojrzała w lusterko wsteczne, gdy usłyszała ostre hamowanie z tyłu swojego auta. Była to taksówka, w której za kierownicą siedział młody człowiek. – Co za wariat, pomyślała w pierwszej chwili, gdy bardzo blisko zatrzymał się za nią. Obserwowała uważnie światła czekając na ich zmianę.

Nagle usłyszała silne szarpnięcie za klamkę przednich drzwi od strony pasażera swojego pojazdu. Słońce oślepiało ją mocno, bo świeciło jej prosto w oczy. Usłyszała wielki trzask tłuczonej szyby, który rozległ się wokół niej. Drobiny wybitej, pokruszonej szyby rozsypały się we wnętrzu auta. Poczuła silny ból prawego biodra. Nie mogąc się ruszyć, ani nic powiedzieć, w pierwszym momencie otworzyła szeroko oczy, jakby chciała zobaczyć, co naprawdę się stało. Przeraziła się. Przy drążku zmiany biegów leżał dość duży kamień, którym wybito szybę i gdyby odruchowo nie cofnęła głowy pewnie uderzyłby ją. Wokół leżało mnóstwo szkła. Zdenerwowała się jeszcze bardziej, gdy spojrzała na przednie siedzenie obok. Zobaczyła, że nie ma jej torebki. Dotarło do niej, że skradziono jej torebkę. Trwało to kilka sekund.

Wyskoczyła z auta i zaczęła krzyczeć.

– Łapcie złodzieja! Łapcie złodzieja! – W oddali widziała tylko przez chwilę uciekającego młodego chłopaka, który zniknął jej zaraz z oczu między blokami osiedla. Nikt z przechodniów nie zareagował i nie przeszkodził uciekającemu. Ani stojący za nią taksówkarz nie pomógł, ani inni świadkowie tego zdarzenia. Jedynie dwoje staruszków idących spacerkiem pokazali Alicji, w którą stronę dalej pobiegł złodziej. Stała jak posąg na środku jezdni, nie widząc szans, by dogonić złodzieja. Ogromne łzy pojawiły się nagle w jej oczach, które przyniosły natychmiast ulgę. Taksówkarz wychylił głowę ze swojego samochodu, mówiąc do niej z ironicznym uśmiechem.

– Tak to jest, gdy wozi się torebkę na przednim siedzeniu. Nauczka na przyszłość panienko i zaczął się głośno śmiać, co jeszcze bardziej dotknęło Alicję. Para staruszków, która cały czas przyglądała się całemu zajściu powiedziała. – To już drugi raz w tym tygodniu i w tym miejscu, jak skradziono torebkę z samochodu. Niech pani pojedzie na komendę i zgłosi kradzież. O tam, w tamtym kierunku – pokazując laską powiedział starszy pan.

– Przy ulicy Opaczewskiej jest Komisariat – dodała starsza pani w modnym kapelusiku na głowie. – Musi pani zgłosić i to czym prędzej. Może go złapią.

 

Taksówkarz zaczął trąbić, gdy zmieniło się światło. Alicja wsiadła do samochodu i ruszyła z miejsca. Ręce i nogi dygotały jej jeszcze. Nawet nie czuła jak łzy same płynęły jej z oczu. Była jeszcze w szoku, gdy zaparkowała samochód przed komisariatem. Dopiero teraz poczuła, jaką ma mokrą twarz. Wyciągnęła z kieszeni spodni chusteczkę i wytarła swoją zapłakaną buzię. Nawet nie zamknęła samochodu, chciała jak najszybciej rozmawiać z dyżurnym. Mijając drzwi wejściowe zwróciła się do dyżurnego milicjanta:

 

– Chciałam zgłosić szkodę.

Dyżurny badawczo patrzył na Alicję. Żal mu się zrobiło, gdy spojrzał w jej smutne, zapłakane oczy. Wiedział, że coś niedobrego musiało się przydarzyć kobiecie. Zanim odpowiedział, gdzie ma się udać, zapytał.

– Co się wydarzyło, proszę pani?

– Skradziono mi torebkę z siedzenia i wybito mi szybę w samochodzie. O… proszę, tym kamieniem. Pokazując kamień, który ledwo mieścił jej się w dłoni uniosła rękę, by milicjant dokładnie go obejrzał.

– Cccc… Cccc, cmoknął na jego widok. – Dobrze, że pani nic się nie stało, a szybę wstawią w serwisie. Szkoda samochodu, bo widzę, że jest nowy.

– Nie taki nowy, ma już trzy lata.

– Ciekawe, co mąż na to powie – powiedział żartując, gdy zobaczył obrączkę na jej palcu. Pewnie nie da już pani prowadzić auta – żartował dalej.

– Co też pan mówi!? Oburzyła się na te słowa, przybierając srogą minę. – Mój mąż mnie zrozumie – odpowiedziała, chcąc jak najszybciej skończyć tę rozmowę.

– To, gdzie mam pójść, do którego pokoju? – spytała.

– Na pierwsze piętro pokój numer trzy. Tam pani zgłosi szkodę – Uśmiechnął się pod wąsem, otwierając szerzej drzwi korytarza.

– Proszę, może pani iść – spojrzała na niego ze złością, widząc jego ironiczny uśmiech.

– Co za człowiek, zamiast mi współczuć, to się śmieje.

Gdy weszła na pierwsze piętro, drzwi pokoju numer trzy zastała otwarte. Za biurkiem siedział tęgi policjant zapatrzony w jakieś dokumenty. Podniósł wzrok i ciepłym spojrzeniem przywitał interesantkę, zapraszając by weszła dalej.

– Proszę wejść, co panią tu sprowadza? – zapytał, przyglądając jej się uważnie.

Alicja opisała całe zdarzenie. Funkcjonariusz skrupulatnie wszystko notował. W końcu zapytał: – Czemu pani nie zamknęła wszystkich drzwi w samochodzie? Takie auto ma centralny zamek. Auto nowiutkie, szkoda – powiedział drapiąc się po brodzie.

– Miałam zamknięte drzwi, przecież mówiłam na początku. Pytał pan już o to.

– A ten kamień… Czy napastnik nim krzywdy pani nie zrobił? – Spojrzał na nią, odrywając wzrok od dokumentów, które leżały na biurku.

– Chyba nie. Byłam zaskoczona i przerażona. By nie dostać nim w głowę, raptownie odchyliłam się i przylgnęłam prawie całym ciałem do drzwi samochodu, wtedy zobaczyłam rękę napastnika trzymającą ten duży kamień. Boli mnie trochę prawe biodro, ale myślę, że to jest ból, który pojawił się po tym moim raptownym skręceniu się.

Funkcjonariusz spojrzał na nią z politowaniem pytając:

– Może podać pani szklankę wody? Dużo czasu nam zeszło, ale już kończymy. Alicja spojrzała na zegarek, była już prawie czwarta. Nie dowierzała, że jest już tak późno.

– Czy mogę zadzwonić do męża? – spytała cicho. – Będzie się martwił, że tak długo mnie nie ma. Nie odrywając wzroku od protokołu, który sporządzał odpowiedział:

– Proszę, numer pani wykręca bezpośrednio. Alicja sięgnęła po słuchawkę czarnego aparatu telefonicznego.

       W słuchawce usłyszała mocno zaniepokojony głos Janka.

– Co tak długo?! – Jak lawina posypały się słowa w słuchawce. – Wiesz ile czasu już minęło od twojego wyjścia z biura? Już miałem dzwonić do mamy i powiedzieć, by cię wreszcie wypuściła z domu. Alicjo, wiem jak lubisz spotkania z matką, ale bez przesady. Możesz na drugi dzień znowu pojechać, nie bronię ci, przecież wiesz. Dziś mamy dużo pracy, koniec miesiąca się zbliża.

Nie mówiąc nic, słuchała Jana. Dopiero, gdy skończył swój wygawor, powiedziała cicho do słuchawki.

– Janku, jestem w komisariacie, niedługo będę…

W słuchawce nastała cisza. Do Jana jakby nie dotarły słowa Alicji. Zaskoczony, po chwili spytał:

– W komisariacie?!

– Tak Janie, dobrze słyszysz – w komisariacie, spokojnie powtórzyła.

– Kochanie! Co się stało!? Wrzasnął do słuchawki.

– Na skrzyżowaniu ulic, gdy stałam i czekałam na zmianę świateł wybito szybę w naszym samochodzie i skradziono mi torebkę z siedzenia. Miałam w niej pieniądze, dokumenty, klucze do mieszkania i biura i dwie pary okularów, które bardzo są mi potrzebne w pracy.

W rozmowę wtrącił się funkcjonariusz:

– Proszę mężowi powiedzieć, by jak najszybciej w domu i biurze zmienił zamki, bo nigdy nie wiadomo, do jakiego złodzieja trafiły pani rzeczy – Alicja głośno westchnęła.

– Musisz zmienić zamki do mieszkania i do biura. Koniecznie.

– Wiem Alusiu, wszystko słyszałem, co pan mówił do ciebie. Ma donośny głos. Alu, kochanie nie martw się. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Szybę wstawią, pieniędzy miałaś niewiele, tylko tyle, że dokumenty nowe będzie trzeba wyrobić, a to potrwa. Kończę, zamykam biuro i biegnę do domu. Choć jeden zamek zmienię w drzwiach wejściowych do mieszkania. Przyjedź prosto do domu. Czekam na ciebie. Tylko jedź ostrożnie, powoli. Kończę. Pa!

Alicja odłożyła słuchawkę dziękując funkcjonariuszowi za możliwość przeprowadzenia rozmowy telefonicznej.

 

Całkiem spokojna podjechała pod budynek, w którym mieszkali. Gdy wyszła z windy zobaczyła Jana przy drzwiach mieszkania. Była zdziwiona, gdy ujrzała go gwiżdżącego wesoło pod nosem, jakby nigdy nic się nie stało.

– Kochanie – powiedział pierwszy. – Ale mamy szczęście. Zanieś siatkę do mieszkania. Jedziemy. Część rzeczy się odnalazła.

– Jak to? Janku! Co ty mówisz?

– Przed chwilą miałem telefon ze szkoły podstawowej. Dzwoniła pani, by przyjechać po znalezione przez staruszkę rzeczy. To dzięki niej odzyskałaś dokumenty i klucze. Wyobraź sobie, że starsza pani wyszła na spacer ze swoim psem. Szła i zbierała po drodze to wszystko, co złodziej w czasie ucieczki wyrzucał z twojej torebki. Pewnie to był „drobny” złodziejaszek. Zabrał tylko pieniądze i okulary, które miały drogie oprawki. Zrobisz sobie nowe, tamte miały już dobre parę lat.

Alicji zrobiło się słabo, musiała usiąść i napić się wody. Ręce jej się jeszcze trzęsły i o mało nie wylała wody ze szklanki, którą szybko podał jej Jan.

– O Mateńko, nie wierzę Janku. Uszczypnij mnie, szybko, żeby to nie był sen. Odstawiła szklankę na stół i objęła Janka za szyję, tuląc się do niego jak mała dziewczynka. Czym prędzej wyszli z mieszkania i pojechali do szkoły po odbiór znalezionych rzeczy.

 

Na drugi dzień z wielkim bukietem kwiatów i czekoladkami odwiedzili staruszkę w jej mieszkaniu. Chcieli jej podziękować z całego serca, za to, że nie przeszła obojętnie koło rzeczy, które złodziej sortował i wyrzucał w pośpiechu ze skradzionej torebki w czasie ucieczki. Przy kawie i lampce wina długo rozmawiali ze starszą panią poznając się nawzajem. Rezultatem tego spotkania była ich dalsza, wspaniała znajomość, która rozkwitła na długie lata. 

WIERSZE

 

 ***

 

Kiedy patrzysz na mnie

oblewam się rumieńcem

jak zaczarowana

stoję…

 

Ciepłe spojrzenie

pieści ciało

roztrzęsiona dusza

czeka na dotyk ust

 

Dłonie wędrują usta całują

słodycz rozlana szaleje

gołe spojrzenie… drżenie

rozpala ogień jaskini ciemnej

 

           24.02.2015r.

 

 

Prośba

 

Trzymaj mnie Matuś w swojej opiece

Nie pozwól by smutek otulił me chwile

Patrz na mą drogę tu na tej Ziemi

Którą jest dane mi iść przed siebie.

 

Tam… gdzie już jesteś widzisz wszystko

Co dobre i złe na tej Ziemi

Swą mądrą radą kieruj me życie

Tak jak tu kiedyś… gdy byłaś przy mnie

 

Daj mi choć jeden znak od siebie,

że trzymasz mnie ciepło  w swoich ramionach

a ja od razu poczuję że czuwasz,

że jesteś… tu przy mnie

 

Jestem stęskniona serce me boli

choć czas nasz rozstania już długi

ja będę tęsknić w pamięci Cię trzymać

po końca czasu mej drogi na Ziemi.

 

    09.09.2015r.

 

 

Samotność

 

Zapłakany las, zapłakane Mazury

Deszcz ciągle pada jak na złość

Zbliża się wieczór magicznej Wigilii

Przez okno widać mokre gałązki drzew

 

Kropla przy kropli gęste jak łzy

Wiszą na każdej igiełce

Gdy wieczór nadejdzie gwiazda zabłyśnie

Pocieszy samotne serce

 

Magiczny wieczór zadba

By jednej łzy nie uronić

Wystarczy jak drzewa płaczą

Za samotne, smutne serce

 

Jak wiatr powieje, krople jak łzy

Popłyną strumieniem po drzewie

Wyjdzie słońce, smutek zniknie

Samotność odejdzie…

 

     24.12.2014r.         

 

 

Słowa

 

Wciąż słyszę słowa Twoje

Jakby je wiatr rozsiał wokół

Ciepłe brzmienie słów spojrzenie

Przychodzi nocą

 

W ciszy nocy głębi czerni

Słowa wtulone w ramiona

Niosą ulgę sercu

Ból koją rozpaczy

 

W ciemnościach, spokojnie

Jak gwiazdy szczęśliwe

Niosą wspomnienia chwil drogich

Które żyją już tylko nocą

 

Wciąż słyszę słowa Twoje

Jakby je wiatr rozsiał wokół

W ciemnościach  mroku

Niosą spokój…

 

      20.11.2014r.

  

***

 Tamten dom jest zamknięty

Ten stoi otworem dla ludzi

Każdy przechodzień, który się zjawi

Jak u Marci dostanie strawę.

Wszystkim się dzielą wszystko dają

Nie chcą nic w zamian

Taaak… to jest cząstka Marci

Marci kochanej… niezapomnianej,

której nie ma już z nami

 

Słońce zachodzi jak w dawnych latach

Tak samo w chmurach się kryje

Zachód słońca chowa się za św. Dorotą

Motyle latają po całym ogrodzie

Widać jak dobrze się mają

Wśród drzew orzechów, krzewów aronii, porzeczek

Wśród drzew wiśni, czereśni i choin wysokich.

Tu natura rządzi się sama

Drzewa żyją jak chcą

Wspinają się wysoko prosto do nieba

I patrzą na wspaniały kochany dom.

Wiatr spaceruje po całym ogrodzie

Dotyka drzew, łaskocze

Jak Pan się czuje wśród jabłoni

Owoce liczy… całuje

Do brzózek podchodzi, klaszcze listkami

Cieszą się one z tego dotyku.

Gdy ucichnie… usiądzie między drzewami

W zadumie popatrzy na drzewa.

Zaczarowany piękny ten ogród

Jak z tysiąca bajek wyjęty

Tu odpocząć można dobrze

Duszę uleczyć…popatrzeć i serce nacieszyć.

 

6.07.2015r.

 

 

Chleb

 

Nie zapomnę młodości smaku

Chrupiącego chleba Dziadka Jana

I widoku Krzyża Świętego,

Kreślonego przed śniadaniem

 

Jego zapach rozchodził się po domu

Rumiana skórka błyszczała słońcem

Smak przypominał lepszy świat

Ukryty w Hostii i słowie Bożym

 

Przez cały bochen kromka skrojona

Ledwo mieściła się w dziecięcej dłoni

Jak skarb największy teraz podnoszę

Każdy okruszek na drodze znaleziony

 

 

Autor:

Jolanta Maria Grotte

30.07.2016r.

 

Jolanta Maria

GROTTE

 

Chleb

 

Nie zapomnę młodości smaku

Chrupiącego chleba Dziadka Jana

I widoku Krzyża Świętego,

Kreślonego przed śniadaniem

 

Jego zapach rozchodził się po domu

Rumiana skórka błyszczała słońcem

Smak przypominał lepszy świat

Ukryty w Hostii i słowie Bożym

 

Przez cały bochen kromka skrojona

Ledwo mieściła się w dziecięcej dłoni

Jak skarb największy teraz podnoszę

Każdy okruszek na drodze znaleziony

 

30.07.2016r.

google-site-verification: google4aebcb7c9a4e06c8.html