Marianna Godawa - biogram i teksty
autorskie
BIOGRAM
Marianna GODAWA
Podlasianka, urodzona w Międzyrzecu Podlaskim, gdzie spędziła szczęśliwe dzieciństwo i młodość w otoczeniu życzliwych ludzi i urokliwej charakterystycznej dla tej ziemi przyrody. W 1964r. wyjechała z kraju. Wiele podróżowała. W 1972r. powróciła do Polski. W Ursusie prowadziła gabinet piękności aż do emerytury. Wtedy też powstały pierwsze wiersze. Utwory swe prezentuje w almanachach poetyckich O.K. „Arsus” na wieczorach poetyckich w O.K. „Miś” i „Kolorowa”. Wydała zbiorek poezji pt. „…a krople drążą”.
TEKSTY AUTORSKIE
Haiku
Czas płynie wartko
Oznacza nas swym piętnem
Prawo natury
Idzie dobry człek
Ludzie się uśmiechają
Niebo się cieszy
Ławica szprotek
śmigających w morzu
Ale akrobatki
Kupiła kieckę
Nastrój się nie polepszył
Szafa trzeszczała
(Z tomiku Poza źrenicą 2022)
Marianna Godawa
Maj 2021
Czy zdążę
Z mojej półki już biorą.
Zapewne widnieją na liście.
Nie jestem jeszcze gotowa.
Nie pukaj do drzwi, nie wołaj.
Moje korzenie wrosły głęboko,
więc będzie bardzo bolało.
Poczekaj proszę do innej wiosny,
bo wiosen ciągle mi mało.
W mej głowie pomysłów sto.
Nowe natchnienie i wiersze,
bo mi wspaniale służy
ciężkie warszawskie powietrze.
Na wieczny relaks jeszcze mam czas.
Odpoczywanie może być nudne.
Aktywne życie dla mnie w sam raz,
chociaż niekiedy bywa trudne.
Jeszcze rachunki nie wyrównane.
Ostatnie klucze gdzieś zginęły.
Wiatr złudnych marzeń dmie szalony
w żagle co w kursie się pogubiły.
Ku pamięci
Odchodzą kolejno poeci.
Postacie rozmyte we mgle.
Zostają po nich wiersze
jak nieśmiertelne kwiaty
z ogrodu Euterpe.
Rozmarzyły się ptaki.
Przekroczyły granice przestrzeni.
W niedokończonym locie
spadły na ziemię
jak kaczki ustrzelone,
których czas przeminął.
Ledwie się ucieszyły
swym twórczym polotem
a tu skrzydła zmęczone omdlały.
Nie chcą nosić dalej.
Urwany werset ugrzązł w gardle
bo zryw to był już ostatni.
Burza
Cichuteńko,
bezszelestnie
nawet mały listek nie drgnie.
Powietrze syci
duchota, nieznośny skwar.
Nikły grzmot odezwał się w dali.
Na
horyzoncie małe kłaczki płyną.
Za nimi mroczna szarość
w
granat się zamienia.
Błyskawice i gromy wystraszyły
stworzenia.
Pajęczyna piorunów rozdziera widnokrąg.
Ogromne
krople o dachy już bębnią.
Czarna chmura urwała się z
nieba.
Ścianą wody spłynęła ulewa.
Symfonie Słów 2021
Marianna GODAWA
Człowiek
Na betonie pod kartonem
Marianna Godawa
(Z tomiku Dwie strony)
Narodziny
Są chwile, których czas nie zatrze.
Są chwile od innych wspanialsze.
Cielesna rozkosz, tęskne wyczekiwanie,
następnie ogrom cierpienia.
Pierwszy krzyk, potem błogość ulgi, duma.
Być kobietą – ta sytość spełnienia.
W zmęczonym ciele w ramionach matki
bezbronne maleństwo dygocze.
Mokre śluzem, różowe,
Piękne w swej brzydocie.
Głośno domaga się prawa.
Szuka piersi nabrzmiałej.
Instynkt to podstawa
nim rozum się zbudzi.
Być matką to znaczy dawać
miłość bezwarunkową i wieczną troskę.
Spokój zabrany na zawsze.
Marianna Godawa
Wiersze
***
Może
jestem przeciętna
i
wiersze piszę zwyczajne.
Mam
bardzo skryte marzenie.
Spełnienia
jego pragnę.
Niech
grają na emocjach
jak
szczupłe dłonie na harfie.
Kaskadą
uczuć niech ożywiają
te
struny od lat zamarłe.
Może
coś sobie przypomną
może
poruszą serca zastygłe
co
w bryłę się zamieniły
w
ułudzie swojej szczęśliwe.
Niechaj
te strofki budzą ze snu.
Jak
Gerda zbudziła Kaja.
Gdzieś
na policzku zbłąkana łza.
Topnieje
lodowa skała.
Marianna Godawa
Almanach XII/2019
Moje
miasto
Nad
dachami wieżowców chmury drą swe sukienki.
Księżyc
się denerwuje neonów błyskami jak artysta zazdrosny.
Rywalizuje
jak najpiękniej ozdobić całe miasto
srebrnymi
poświatami.
Na
wiosnę parki udają Edeny.
Latem
fontanny próbują gasić piekło upałów.
Dają
ucieczkę przed żarem lejącym się z nieba.
Oazy
miłego chłodu.
W
centrach handlowych tłumy.
W
torbach dźwigają namiastki szczęścia.
Kawiarnie
żyją mirażami gwaru.
Aromat
małej czarnej snuje się wężykiem.
Drażni
nozdrza i zmysły, rozpieszcza podniebienie.
Stopniowo
gasną światła w sennych już kamienicach.
Niedługo
nocne marki położą się do snu.
Miasteczko
To miasteczko tkwi we mnie.
Jedyne miejsce na ziemi.
Niezmiennie tak było i będzie.
My na zawsze złączeni.
Przed i po stworzeniu świata,
Będę na wieki trwała
W powietrzu, glebie kwiatach
Ja i ta ziemia cała.
Na grobach bliskich,
W sercach przyjaciół,
Na cmentarzu żydowskim
I na katolickim.
Poskaczę żabą na torfowisku.
Wyrosnę wonnym tatarakiem.
Wtopię się w grudkę czarnoziemu.
Stanę się burzy zapachem.
Rzeką Krzną popłynę z rybami.
Jak ptak poszybuję w przestworzach.
Odpocznę w porannej ciszy
W bieli chmur na niebiosach.
W odgłosie dzwonu na wieży
Odnajdę me nowe wyzwanie.
Z lekkością śnieżnych płatków
Zastygnę w rozkosznej nirwanie.
Moja Polska
Polsko – Ojczyzno nasza, ziemio ukochana.
Wciąż istniejesz, wciąż trwasz jak skalna opoka.
Trzykrotnie przez zaborców na strzępy rozdzierana.
Tyle razy zdradzona, z wolności odarta.
Z odwagą dumnej Nike, z nadzieją w oczach
Do przodu szłaś uparta.
Przetrwałaś wojny, rozbiory, katorgi syberyjskie.
W blasku chwały Marszałka pogromy bolszewickie.
Poprzez jałtańską zdradę, 40 lat niewoli,
Rzezie niewinnych ludzi na powstańczej Woli.
Na nieludzkiej ziemi rozsiane polskie groby.
Bezimienni, odarci z godności – polskie Hioby.
Oświęcim, Katyń, Wołyń. Co Cię jeszcze czeka?
Twa droga do wolności zawsze trudna, daleka.
Często czyhały na niej prywata i zdrada.
Ciągła groźba napaści ze strony sąsiada.
Krzyż i biały orzeł dzisiaj są przeszkodą,
Bo z europejską trzeba trzymać modą.
Symboli polskości niektórzy się boją
Choć były od wieków dumą i ostoją.
Ojczyzno bezrobotnych, ubogich emerytów.
Ojczyzno młodych zbiegów, zawiedzionych robotników.
Jak Cię ocalić? Jak ratować?
Nie chcemy za Ciebie umierać.
Lepiej żyć i pracować.
BAJKA
Krótka bajka o szczęściu
Pewien człowiek bardzo pragnął być szczęśliwy. Mieszkał w
wieżowcu na dziesiątym piętrze. Często wychodził na balkon. Otaczał wzrokiem
rozległy widok na pobliskie ulice, park, panoramę miasta, lecz nigdy nie ujrzał
tego, czego najbardziej pożądał, czyli szczęścia. Na klatce schodowej, w
windzie, na podwórku także go nie spotkał.
Bezskutecznie szukał szczęścia w pracy, w supermarkecie, na
ulicy. Rozglądał się stale wokół siebie, niestety bez powodzenia. Po pewnym
czasie stwierdził, że w tym mieście i kraju szczęścia nie zazna. Postanowił
wyjechać zagranicę. Potem dalej i dalej. Wiele zobaczył, wiele doświadczył.
Poznał nowych ludzi, zarobił dużo pieniędzy.
Pewnego dnia jego nowy znajomy zapytał: „Jak wygląda szczęście,
którego szukasz? Czy to jest przedmiot, sława, bogactwo, spokój duszy, a może
drugi człowiek?”. Nie odpowiedział, ponieważ nigdy się nad tym nie zastanawiał.
Pytanie to dręczyło go bezustannie. Nie potrafił jednak znaleźć odpowiedzi.
Wszystkie myśli, które przychodziły mu do głowy wydawały się bezsensowne. Może
szczęście to pojęcie względne? Dla jednego pewien rozwój wydarzeń może być
bardzo korzystny, napawać uczuciem szczęścia, natomiast dla kogoś innego może
być nieszczęściem i przyprawić o rozpacz. Pomyślał o sobie i stwierdził: „Teraz
jestem człowiekiem majętnym. Zwiedziłem prawie cały świat. Mam piękne
mieszkanie, samochody i pokaźne konto w banku. Czuję jednak pewien niedosyt,
pragnienie posiadania czegoś, czego nie potrafię bliżej określić.”
Tak rozmyślając przechadzał się alejkami miejskiego parku.
Odpoczął chwilę na ławce zamierzając dalej kontynuować spacer, kiedy zbliżył
się do niego człowiek ubrany na modę bezdomnych. Nieco kulał. Ozdobił swą twarz
przyjacielskim uśmiechem pokazując przy okazji parę żółtych zębów.
- Pan pozwoli, że się przysiądę? – Zapytał nieznajomy.
- Siadaj Pan, miejsca jest dosyć – odpowiedział.
Nieznajomy podśpiewywał coś pod nosem. Sprawiał wrażenie
człowieka bardzo z siebie zadowolonego.
- Z czego on się tak cieszy, oberwaniec jeden? - Pomyślał nasz
bohater. - Na pewno mieszka w kanałach, wyjada resztki ze śmietnika i nie ma
grosza przy duszy, a minę ma jakby wygrał milion w totka.
Nieznajomy wyraźnie dążył do nawiązania dialogu.
- Widzę, że dobrze się Panu powodzi. Też taki byłem kiedyś,
posiadałem ogromny majątek. Pomimo, że niczego mi w życiu nie brakło odczuwałem
pewien rodzaj niepokoju wewnętrznego. Dręczyło mnie pytanie - dokąd biegniesz,
po co, czego szukasz, gdzie jest meta, do której zdążasz? Mój majątek rósł w
oczach jak świeże bułeczki w piecu, nie musiałem się specjalnie wysilać. Miałem
niesamowity talent do robienia udanych interesów. Pewnego dnia wysiadłem z
samochodu zmierzając jak zwykle w kierunku mojego biura, kiedy nagle na mej
drodze pojawił się chłopiec może sześcio- może siedmioletni. Dziecięca twarz
jaśniała dziwnym blaskiem i niesamowitą mądrością jak na dziecko w tym wieku.
Chłopiec powiedział: „Jeżeli chcesz dam Ci moje oczy i moje uszy.”.
Przystanąłem jak wryty posądzając dzieciaka o głupi kawał. Ruszyłem dalej, lecz
on znowu stanął na mej drodze. Patrzył na mnie tymi oczyma z taką mocą i siłą,
że nogi odmówiły mi posłuszeństwa. „To jak będzie?” - zapytał. „Jeżeli
przyjmiesz mój dar zyskasz bardzo wiele. Może nawet wszystko, co
najcenniejsze.”
Pomyślałem, może lepiej się zgodzę, to się wreszcie odczepi.
Kiwnąłem głową na znak zgody. W tej chwili chłopiec zniknął. Doznałem dziwnej
wewnętrznej przemiany. Poczułem, że stałem się innym człowiekiem. W sekundzie
doświadczyłem uczucia wszechogarniającej miłości i współczucia dla otaczających
mnie ludzi. Poczułem się wyzwolony z wszelkich negatywnych emocji, szczególnie
zazdrości, zawiści i pychy, wolny od rządzy posiadania jakichkolwiek dóbr
materialnych, sławy i władzy. Kiedy opadły ze mnie te wszystkie ciężary
poczułem się lekki jak piórko szybujące w przestworzach. Doznałem takiego stanu
ducha, jakiego nigdy w życiu nie doświadczyłem. Chciałem śpiewać, tańczyć,
wykrzyczeć całemu światu o tym, jaki jestem szczęśliwy, jak cudownie się czuję.
Przechodnie mijali mnie, jedni obojętnie, inni z wyrazem
politowania w oczach, jeszcze inni z niepokojem. Następnego dnia poleciłem memu
prawnikowi, aby spieniężył cały majątek i przekazał instytucjom charytatywnym
nie szczędząc przy tym mojego mieszkania, samochodu, dosłownie wszystkiego. Zlikwidowałem
konto bankowe. Kiedy oddałem ostatnią złotówkę nie czułem lęku przed
nadchodzącym jutrem ani tego, gdzie będę spał i co będę jadł.
Niekiedy spotykam na mej drodze tamtego chłopca. Nie oferuje już
niczego więcej. Jedynie uśmiecha się, aby po chwili zniknąć w tłumie.
Marianna
GODAWA
Znowu wiosna
Niedługo
rozkwitnie wiosna
Nastanie
kolejny maj,
Przyroda
wypięknieje.
Znów
wszystko będzie naj…
Wiosna
tęczową suknię założy
Włosy
rozwieje jej ciepły wiatr.
W
głowie odżyją dziesiątki marzeń.
Znowu
odmieni się świat.
W
parkach zakwitną kasztany,
W
ogrodach białe bzy.
Za
ręce się trzymamy,
Nas
dwoje: ja i ty.
Kolorową
alejką
Na
spacer będziemy szli.
Podziwiać
kolejną wiosnę.
Nas
dwoje: ja i ty.