Wiersze i opowiadania
Jadwiga PILIŃSKA
Biogram
Urodzona 1935 roku w Rykach. Wykształcenie ekonomiczne.
Zainteresowania: od 1973 publicystyka, 1985 medycyna niekonwencjonalna, 1991
malarstwo, 1995 poezja. Na przestrzeni lat 2001–2011 wydała siedem tomików
poezji: Słowo i kolor, Stopień wtajemniczenia,
W zamęcie, Na zakręcie, Żyć nadzieją, wybór wierszy, Okruchy.
Jej utwory weszły do 15 antologii i almanachów oraz ukazały się w
kwartalniku „Literacka Polska”, w Biuletynie Literackim „Ślad XXX”, w
Kwartalniku Artystyczno-Naukowym „Znaj” oraz Piśmie Społeczno-Kulturalnym
„Własnym Głosem”, którego od 2010 roku, jest członkiem kolegium redakcyjnego. W
latach 0985-1989 była członkiem kolegium redakcyjnego Głosu Ursusa, odcinek
Piastów.
Uprawia malarstwo olejne. Wzięła udział w 30 indywidualnych i 75
zbiorowych wystawach.
W 2008 roku otrzymała Certyfikat Pięcioletniego Studium Malarstwa
Artystycznego.
Jest członkiem Warszawskiego Stowarzyszenia Autorów Polskich
Oddział w Żyrardowie oraz warszawskich klubów literackich: Wena, Metafora, Nasza Twórczość i Konfraternia Poetycka w Piastowie. Od 1987 roku
jest członkiem Warszawskiego Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury.
Odznaki: Zasłużony Pracownik Przemysłu Spożywczego i skupu (1980),
Zasłużony działacz Kultury (1989), Medal Pamiątkowy im. Janusza Korczaka (2007)
oraz Honorowa Oznaka Zasłużony dla Kultury Polskiej (2010).
Monografia Jadwigi Pilińskiej pt: „Niecodzienna osobowość w
środowisku lokalnym – studium przypadku” była tematem pracy magisterskiej na
Wydziale Rewalidacji i Resocjalizacji w akademii Pedagogiki Specjalnej im.
Marii Grzegorzewskiej w Warszawie.
Biogram Jadwigi Pilińskiej zaistniał w dwóch Encyklopediach: Who Is Who w 2005 roku ogólnej i w 2012 roku Kobiet Europejskich.
Jadwiga PILIŃSKA
Teksty autorskie
W 1942 roku rozpoczęłam siódmy rok życia, a więc czas na rozpoczęcie nauki w szkole, ale szkoły były pozamykane na cztery spusty. Okupant wykorzystywał sale szkolne na różnego rodzaju magazyny. Na szczęście świadomość narodowa Polaków nakazywała, by nie pozostawiać dzieci w wieku szkolnym bez wiedzy o języku polskim, historii i podstaw matematyki.
W tej sytuacji program pierwszej i drugiej oraz częściowo trzeciej i czwartej klasy szkoły powszechnej przerobiłam w systemie tajnego nauczania. Nauczycielką była młoda miejscowa dziewczyna, po Liceum Ogólnokształcącym – Cecylia Wardal, mieszkająca na skraju pobliskiego lasu. Natomiast na początku okupacji, w latach 1939-1941, moich starszych braci i inne okoliczne dzieciaki nauczał Jerzy Wolniarczyk, do czasu jego włączenia się w działalność partyzancką. Był bardzo wymagającym nauczycielem, nie szczędził kar leniwym uczniom. Oprócz nauki tworzył z rówieśnikami: Stanisławem Sadkowskim, Haliną Galińską, Jadwigą Iwanek, Cecylią i Anną Wardal oraz z innymi spektakle kulturalno-patriotyczne.
Nauka najczęściej odbywała się w dwóch domach, niedaleko miejsca
zamieszkania Cecylii Wardal – u Wolniarczyków
i
Szczerbetków. Pamiętam, że dzieci w grupie były
w
różnym wieku, młodsze ze starszymi. Było to z korzyścią dla dzieci
młodszych, gdyż starsze rodzeństwo w domu uzupełniało młodszym braki
zrozumienia tematu.
Podczas lekcji zawsze ktoś ze starszych czuwał na
zewnątrz domostwa, czy nie zbliża się ktoś niepożądany, aby nauczająca osoba
zdążyła się oddalić którędykolwiek w zależności od sytuacji, a my dzieci
mieliśmy się wtedy bawić w jakąś dziecięcą grę lub zabawę. Najczęściej
bawiliśmy się w berka lub ciuciubabkę. Z książkami było różnie. Zwykle chowało
się je do pieca chlebowego lub do skrytki pod podłogą. Znalezienie książki lub
zeszytu groziło wywiezieniem całej rodziny do obozu śmierci, dlatego wszystkie
schowki były już znacznie wcześniej
z największą uwagą przemyślane.
Nie była to tylko nauka. Nauczycielka organizowała
w ciągu roku różne okolicznościowe uroczystości. Pamiętam incydent, który mocno
utkwił
w mojej pamięci. Działo się to w okresie bożonarodzeniowym, pani Celina Wardal
przygotowała ze swoimi podopiecznymi spektakl „Jasełka”.
Przedstawienie odbywało się w domu Szczerbetków. Wszystko było już przygotowane, mali widzowie i aktorzy nastawili się na miłe spędzenie czasu, a tu nagle osoba, która stała na czatach, daje znać, że dwóch Niemców zbliża się w kierunku domu. Strach i konsternacja ogarnęła wszystkich. Nauczycielka szybko dawała polecenia, kto gdzie ma się chować. Dwójka małych dzieci skryła się w łóżku, do którego położyła się właścicielka mieszkania z niemowlęciem. Dzieci te udawały, że są chore. Kilkoro dzieci skryło się w rupieciarni, tzn. w niewykończonym pokoju, w którym przechowywane było drewno opałowe, węgiel i różne sprzęty. Nauczycielka, ja i jeszcze dwoje dzieciaków udawaliśmy, że przyszliśmy w odwiedziny do chorej kuzynki.
Niemcy rozejrzeli się po dość obszernej izbie kuchennej, weszli do pokoju, podnieśli nawet róg pościeli. Zobaczyli rozebraną do koszuli kobietę z dzieckiem przy piersi. Dzieckiem tym była najmłodsza córka Stasia, urodzona po tragicznej śmierci swojego ojca. Odwiedziny Niemców skończyły się pomyślnie, ale nastrój noworoczno-jasełkowy na chwilę przygasł. Lęk przemieszał się z radością bycia aktorami w tak ważnym temacie narodzin Dzieciątka Jezus. Dobrze, że uczestnicy – aktorzy jasełek nie byli jeszcze poprzebierani w stroje postaci jasełkowych. Przedstawienie przede wszystkim miało na celu przekazanie dzieciom treści bożonarodzeniowych, podtrzymanie w psychice dzieci tradycji, a także podkreślenie dnia świątecznego – radości z narodzin Dzieciątka Jezus.
W postać Matki Boskiej wcieliła się Ksenia, najstarsza córka Szczerbetkowej, a Dzieciątkiem Jezus była z kolei najmłodsza córka – Stasia, będąca niemowlęciem. Po spektaklu była agapa. Każde dziecko przyniosło coś do jedzenia. Właścicielka mieszkania ugotowała kompot i czarną zbożową kawę. Przed nastaniem nocy wszyscy rozeszliśmy się do domów. Ja byłam ze starszym bratem Adamem, droga do domu biegła przez nieduży las, z bratem było raźniej wracać.
Wiosną 1945 roku poszłam na egzamin kwalifikacyjny,
który miał określić, od której klasy mam zacząć naukę. Szkoła mieściła się w
„Domu Ludowym”. Na egzaminie sprawdzającym znajomość gramatyki
i rachunków zakwalifikowano mnie do klasy trzeciej. Pamiętam, że na egzaminie,
oprócz umiejętności czytania, miałam napisać na tablicy zdanie następującej
treści: „Żeby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała”. Nie pamiętam z czego
mnie przepytywano z rachunków, też pewnie wypadłam dobrze. Nauka w klasie
trzeciej trwała kilka miesięcy, od września 1945 roku poszłam do czwartej klasy.
Nauka w tej klasie też trwała kilka miesięcy, gdyż sale szkolne były potrzebne
na magazyny zbożowe. Całoroczną naukę rozpoczęłam od klasy piątej w roku
1946/1947. Szkołę powszechną ukończyłam w wieku 14 lat, w roku 1948/1949.
Jestem wdzięczna losowi, że dzięki ofiarności i odwadze Cecylii Wardal mogłam
się wtedy uczyć.
(Z tomiku Poza źrenicą 2022)
***
W potrzebie podałeś dłoń.
Symfonie Słów 2021
Wieczna emigracja
serce
kochane, serce współczujące.
Jadwiga Pilińska
(Z tomiku Dwie strony)
Był człowiek
a w jego dłoniach
żelazny ptak –
Był człowiek
i jego myśli uciekające w przeszłość
Był człowiek
naznaczony bolesnym stygmatem
Był człowiek
który wbrew nadziei
wierny swemu powołaniu
człowieka czynu
***
Droga przez dżunglę
światło przez mrok
wspomnienia przez historię
*** (Pamięci Kazimiery Soleckiej)
Po wspólnej drodze
stąpałaś
lekko dotykając ziemi
Jak Anioł na skrzydłach
śmigałaś do ludzi
niosąc pomoc
W uczuciach
Zanurzona w miłości
jesteś naszym wsparciem
w Niebie
Fryderyk Chopin
Genialny muzyk
symbol żelazowej Woli
chluba Polski
chluba Francji
chluba Europy
chluba świata
Konkursy szopenowskie
są nadal najpiękniejszą
promocją
w świat muzyki
Ignacy Jan Paderewski
Po wieloletniej tułaczce
(pomnika po Warszawie
1939-1985)
w Parku Ujazdowskim
otoczony polem czerwonych róż –
na skromnym piedestale
zasiada w głębokiej zadumie
Obywatel dwóch narodów
Światowej sławy wirtuoz
premier wskrzeszonej
Rzeczypospolitej
Jadwiga PILIŃSKA
Opowiadania
Niwspełnione marzenia – opowieść
rodzinna
W czerwcu 1939 roku, 19-letnia Genowefa Choroś i 21-letni Wacław
Piliński zawarli związek małżeński. Byli zakochani, pełni optymizmu i planów
życiowych. Wacław pracował w Warszawie, w miejskich zakładach komunikacyjnych
jako motorniczy tramwaju. Genowefa była jedynaczką niepracującą. Po ślubie
zamieszkali w obszernym domu dziadków w Zakroczymiu przy ulicy Wyszogrodzkiej
5. dom był drewniany, piętrowy, w którym oprócz dziadków i rodziców,
zamieszkiwali wujkowie i ciotki, był więc domem o tradycjach
wielopokoleniowych. Dom był na tyle duży, ze jego część była podnajmowana
lokatorom. Młoda para marzyła, żeby w przyszłości zamieszkać w Warszawie.
Często w soboty, bądź niedziele, jeździli na warszawskie Bielany na zabawę i do
wesołego miasteczka. Życie nakreśliło inny scenariusz.
Gdy pierwszego września 1939 roku radio podało wiadomość o napaści
hitlerowskiej na Polskę, a już 12 września pierwsze pociski zaczęły spadać na
Zakroczym, Genowefa była w trzecim miesiącu ciąży. Zaczęła się wieloletnia
okupacyjna gehenna. Część ludności Zakroczymia uciekła do pobliskich
miejscowości, gdzie nie dotarł jeszcze okupant. Inni skryli się pod życzliwe
skrzydła Ojców Kapucynów, w piwnicach i katakumbach klasztoru. Ciężarna
Genowefa wraz z matką i innymi osobami z rodziny, wyprowadzili się w okolice
Płońska. Babcia Genowefy została w domu, jak mówiła, aby pilnować dobytku,
nieświadoma swojego końca, gdyż przypłaciła to własnym życiem.
W czasie od 12 do 28 września 0939 roku miasto zostało doszczętnie
zniszczone. Oczom powracających ukazał się okropny widok. Zakroczym wyglądał
jak Warszawa po powstaniu. Same rumowiska, dopalające się domy poprzewracane
słupy telegraficzne, leżące na ulicach ludzkie ciała. Ci, co zostali i
schronili się w klasztorze, opowiadali o zabitych polskich żołnierzach, których
Niemcy nie wszystkich brali do niewoli, lecz część rozstrzeliwali. Na ulicy
Kolo klasztoru leżało szesnastu, a na ulicy Warszawskiej w dwóch szpalerach
twarzą do ziemi, trzydziestu żołnierzy.
Genowefa wraz z matką po powrocie do Zakroczymia nie miała gdzie
zamieszkać, gdyż z jej rodzinnego domu zostały zgliszcza. Z resztek zburzonego
domu zbudowano jedną izbę ocieploną igliwiem, w której zamieszkali do 1953
roku. Podczas oblężenia zginęła babcia. Jej zwłoki, wraz ze zwłokami
rozstrzelanych żołnierzy, spoczęły w prowizorycznej zbiorowej mogile, a po
wojnie przeniesiono szczątki na cmentarz grzebalny. Jakby jednego nieszczęścia
było mało, jedynego brata Genoewfy Niemcy zabrali na przymusowe roboty, gdzie
zginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
Zaczął się okrutny okres okupacji, represje, przymusowe roboty.
Był też krwawy piątek, niczym krwawa niedziela w Bydgoszczy, który upamiętnił
się wśród mieszkańców Zakroczymia. 12 stycznia 1940 roku była ciężka zima,
mrozy dochodziły do 30 stopni. W ów pamiętny piątek spędzono wszystkich
mężczyzn i trzymano na mrozie cały dzień. Aresztowano wówczas kilkadziesiąt
osób. Niemcy ustawili ich w podwójny szpaler i okładali batami. Wśród nich był
mąż Genowefy. Aresztowanych przez kilka godzin przetrzymywano na gestapo w
Nowym Dworze Mazowieckim, a następnie niewiadomo gdzie wywieziono. Po
aresztowanych mieszkańcach ślad zaginął. Nikt żywy nie powrócił. Na pamiątkę
owego krwawego piątku i dla uczczenia pamięci tych którzy zginęli, wmurowano
pamiątkową tablicę z nazwiskami zamordowanych w Pomnik-Latarnię, od lat
stanowiący hołd powstańcom styczniowym.
Genowefa po latach została uznana za wdowę. Nigdy nie wyszła za
mąż. Wraz z matką wychowała, w bardzo trudnych warunkach materialno-bytowych,
syna Leszka, urodzonego w 1940 roku.
Przeżycia Genowefy, noszącej pod sercem dziecko, odcisnęły na jego
psychice piętno wojny.
Tak zakończyły się marzenia o szczęśliwym życiu Genowefy i
Wacława.
Jadwiga
PILIŃSKA
Niepodległa
1918 – 2018
Z
kapsuły czasu
wyłonił
się rok 1918
orzeł
odzyskał koronę
Polska
zerwała pęta niewoli
platynowy
pierścień
synonimem
zaślubin
z Morzem.